Najpierw nóż w ruch. Trzeba dostać się do środka dyni. Ciach! Warzywo na pół i oczom ukazują się wszystkie skarby. Teraz dopiero się zacznie. Pestki na prawo, a reszta na lewo. W tak zwanym międzyczasie doglądanie Łukasza, a konkretniej bieg pokój - kuchnia, kuchnia - poków i tak w kółko i tak w ciąż ;). To co w normalnych warunkach nie zajmuje dużo czasu, w warunkach ekstremalnych wydłuża się do nieskończoności. Na szczęście trafiłam na wyrozumiały humor Łukasz, więc poszło gładko. Po chwili (no może po trochę dłuższym czasie) dyniowe kosteczki wylądowały w misce.
Później było już znacznie łatwiej. Aż w końcu zmiksowana i zawekowana dynia wylądowała na półce. Teraz czeka na pierwsze otwarcie i wylądowanie w buzi największe degustatora. Okaże się ile Łukasz przyzna gwiazdek nowemu daniu. Relacja już jutro ;)
No pięknie mamusiu, szef kuchni poleca i mały smakosz zajada :)
OdpowiedzUsuńZgadza się ;)
UsuńJa jakiś czas temu zabrałam się za walkę z cukinią;) Poszło tak sobie i słoiczki nadal królują w diecie naszego syna.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Mu zasmakuje :)
OdpowiedzUsuńhttp://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/
Zdradzę, że smakowało ;)
UsuńMoje dziecko uwielbia taką dynię:) Sama też chętnie ją jem:)
OdpowiedzUsuńWitam. Mogę prosić o przepis??? Od czego i w jakich ilościach zaczęliście rozszerzanie diety???
OdpowiedzUsuńNa blogu, wszystko jest po kolei opisane :)
Usuń