czwartek, 29 maja 2014

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie

Pogoda się popsuła. Wróciliśmy do punktu wyjścia. Najpierw głęboka jesień, później gorące lato, a teraz na powrót jesień. Wydaje mi się, że jest jeszcze chłodniej i bardziej ponuro niż było. Wysokie temperatury uświadomiły mi, że nie mam dla Łukasza sandałów. Ruszyły więc poszukiwania. Okazało się, że nie jest to wcale takie łatwe. Wybór modeli jest ogromny, jednak jak wybrałam te, które mnie interesują okazało się, że mam problem z rozmiarem.

I tutaj moja prośba do Was. Poszukuję sandałów w rozmiarze 19 (długość wkładki 11/11,5 cm). Bardzo podobają mi się modele marki Adidas (zdjęcia poniżej) w różnych wariantach kolorystycznych.


Niestety nie udało mi się znaleźć bucików w rozmiarze 19. Może, któraś z Was miała podobny problem i udało jej się go rozwiązać, albo ma do sprzedania buciki po swoim synku. Za wszelką pomoc będę bardzo wdzięczna :). Tymczasem szukam dalej :).

czwartek, 22 maja 2014

Przebieranie dziecka w podróży

Jakiś czas temu dzieliłam się z Wami swoimi wrażeniami po pierwszym locie z Łukaszem do Anglii. Będąc na wyspach zwiedziliśmy kilka miejsc. Wymagało to od nas przemieszczania się różnymi środkami transportu. Jak wiadomo podróż z dzieckiem w takim wieku jak jest Łukasz wymaga zmieniania pieluch w nieprzewidywalnych chwilach. Dzięki temu korzystaliśmy z różnych miejsc do tego celu przygotowanych. Zobaczcie sami.

Jako sposób dotarcia do Londynu wybraliśmy pociąg. Szybki sposób, dojazd do centrum, więc uznaliśmy, że będzie to najlepsza decyzja. Dużo się nie pomyliliśmy. Do tego przy samym wejściu dwa miejsca siedzące ze stoliczkiem i miejscem na wózek. Czego chcieć więcej. Sprawdziliśmy także jak kolej królewska przygotowana jest na małych podróżników.







"Przewijalnia" w pociągu znajdowała się w specjalnie do tego przygotowanym narożniku. Drzwi otwierają się automatycznie - normalnie kosmos. Po wejściu do środka okazuje się, że miejsce to jest przestronne. Ze spokojem zmieściło się tam dwójka dorosłych osób, a miałam wrażenie, że miejsce przewidziane jest na kolejną dwójkę. Po wejściu drzwi zatrzasnęły się tak, że nikt z zewnątrz nie wszedł, aby je odblokować wystarczyło nacisnąć przycisk od środka. Nota bene przycisków było masa, a każdy z funkcją podświetlenia, aby czasem przejęci rodzice nie musieli ich szukać. Dla zapominalskich opiekunów przygotowane były wilgotne chusteczki, co prawda pieluch nie było, ale z drugiej strony - bez przesady ;). Woda, mydło, chusteczki, papier były wbudowane w panel znajdujący się pod dużym lustrem. Jednym z minusów było to, że sam przewijak nie miał dużego wgłębienia, które zapobiegałoby przed zsunięciem się dziecka. Na szczęście na tyle wszystko było pod ręką, że jedna osoba "dałaby radę ogarnąć sytuację". Brakowało mi również jednorazowego ręcznika na przewijak. Na szczęście mieliśmy ze sobą swój kocyk, bo mimo wszystko nie ufam na tyle takim miejscom, żeby położyć na nich gołego bobasa.

Kolejnym miejscem publicznym, gdzie zmienialiśmy pieluchę Łukaszowi było lotnisko w Stansted. Wiadomo było to zupełnie inne miejsce niż jadący pociąg. Przede wszystkim na lotnisku łatwiej wygospodarować przestronne miejsce do przewijania dzieci.






Miejsce było przestronne i dobrze zorganizowane. Nie było problemu, żeby wjechać do środka wózkiem. Nie było już tyle bajerów co w "pociągowej przewijalni", ale też nie były one niezbędne. Bardzo podobało mi się, że przewijak był dobrze wyprofilowany. Nie miałam oporów przed zostawieniem na chwilę tam Łukasza (nie bójcie się - chwila to chwila, nie było mowy, żeby tak ruchliwe dziecko zostawić na długo, ale zawsze..). No i to czego mi brakowało w pociągu to jednorazowe ręczniki. Higiena przede wszystkim.

Ukoronowaniem dzisiejszego posta o przewijaniu dziecka w podróży będzie zmiana pieluchy w samolocie. Z racji tego, że miejsce dość hardcorowe to warunki też nie były zbyt przyjazne.



Blat do przewijania był (bo przewijakiem to nie można go nazwać) oraz papier. Miejsce dość kontrowersyjne bo zmieniałam Łukaszowi pieluchę dokładnie nad toaletom. Fakt, że kibelek nie miał klapy nie umilał całej sytuacji. Nie wspomnę o braku ręczników na przewijak oraz małym metrażu toalety. Co do drugiego nie można mieć pretensji, bo był to samolot tanich lini, w których ogólnie trudno o miejsce, ale co do kilku udogodnień - to mogliby pomyśleć nad udogodnieniami dla rodziców i dzieci.


Podsumowując, podróżowanie z dzieckiem jest co raz bardziej przyjemne. Nie ma problemu, żeby zmienić pieluchę dziecku, miejsca do tego przygotowane różnią się między sobą, ale dla chcącego nic trudnego.

środa, 21 maja 2014

W ogrodzie


Wczorajsza letnia pogoda zaskoczyła wszystkich. Z nieciekawego, deszczowego maja przeskoczyliśmy prosto w słoneczne klimaty. Zmiana była na tyle gwałtowna, że ja odchorowałam ją bólem głowy. Na szczęście nie wszyscy tak źle reagują. Łukasz był w niebo wzięty. 


Taka pogoda, to dla niego niespodzianka. Nie pamięta zeszłorocznych temperatur, więc wszystko jest jak pierwszy raz. Grzech było nie wykorzystać tyle słońca.

Odkąd Łukasz zaczął chodzić nic nie wygląda tak samo. Zabawki - może fajnie, że są, ale nie służą już do tych samych rzeczy co wcześniej. Teraz synek chwyta je i maszeruje przez cały dom. Mam wrażenie, że jedynym kryterium jest to, żeby były ciężkie i niebezpieczne, wtedy najlepiej się z nimi chodzi. 
Wczoraj mieliśmy dosyć już czterech ścian, więc nasz metraż mocno powiększyliśmy i ruszyliśmy na zieloną trawkę. Radości nie było końca. 






Łukasz szybko podjął decyzję i wybrał swoją ulubioną trasę, którą przemierzał kilka raz. Obejrzał wszystkie drzewka, wszystkie źdźbła trawy oraz przywitał się chyba ze wszystkimi mrówkami w okolicy. 

Zabawa była przednia. Mam nadzieję, że takich dni teraz będzie tylko więcej i więcej, bo my zdecydowanie mamy apetyt na więcej. 

wtorek, 13 maja 2014

Mama wraca do pracy

Każda z nas w pewnym momencie staje przed wyborem, czy zostać w domu z dzieckiem, czy wrócić do pracy. Dzięki możliwości rocznego urlopu czas spędzony z dzieckiem znacznie się wydłużył, a decyzja ta znacznie przesunęła się w czasie. Z racji tego, że dostałam dwa miesiące przed zakończeniem urlopu propozycję pracy stanęłam przed wyborami wcześniej. Wcale nie było to łatwe.



Do tej pory należałam do osób bardzo aktywnych. Jeszcze w ciąży studiowałam, pracowałam i dość mocno udzielałam się społecznie. Wszystko tak dobrze się złożyło, że studia kończyłam przed narodzinami Łukasza, praca - wiadomo urlop, a wolontariat nadal trwał. Mimo to od 12 lipca wszystko wygląda inaczej. Dzień kręci się wokół najmniejszego i on zajmuje całą uwagę. Nie znaczy to, że nie mam czasu dla siebie, dla bliskich, po prostu priorytety delikatnie się zmieniły. Będąc na macierzyńskim często myślałam o tym jak to będzie kiedy wrócę do pracy, o tym że trochę mi brakuje oderwania się od codzienności. Traktowałam to jako dalekie plany, bo przecież rok to tak długo. Okazało się, że przy dziecku czas nie biegnie, lecz galopuje. Zanim się obejrzałam to Łukasz ma 10 miesięcy, a ja wracam do pracy. Mimo dotychczasowej chęci do powrotu do pracy przeddzień pierwszego dnia żal mi było tych wszystkich chwil z synkiem. Dotąd praktycznie cały dzień spędzaliśmy razem, a teraz miałam zostawić Łukasza na kilka godzin. Łatwo nie było, ale nie żałuję.

Pierwszy tydzień mamy już za sobą. Dzięki temu, że mam bardzo elastyczny grafik i koleżanki z pracy, z którymi można się "dogadać" Łukasz jak dotąd nie korzystał w opieki cioci. Kiedy jestem w pracy zostaje, albo z tatą, albo z babcią, więc nie jest to dla niego aż tak drastyczne rozstanie.

Jak na razie tydzień za mną. Zobaczymy jak dalej będzie rozwijała sytuacja i godzenie pracy i opieki nad Łukaszem. W każdym razie pierwsze koty za płoty :P.

czwartek, 8 maja 2014

Lot z dzieckiem

No to przyszła pora uchylić rąbek tajemnicy. Weekend majowy spędziliśmy w cudownym towarzystwie w angielskim klimacie. O tym jak było cudownie jeszcze będę się rozpływała. Dzisiaj chciałam się podzielić tym jak poradziliśmy sobie z lotem.

Wylot do Londynu mieliśmy o 20.45. Przy planowaniu podróży byłam zadowolona, że jest to taka godzina. Łukasz o 20 zazwyczaj już śpi, więc byłam prawie pewna, że taka sama sytuacja będzie podczas lotu. Na lotnisku po odprawie na Młodego czekała butla z mlekiem. Dostał swoją porcję i trzeba było ruszać do samolotu. Z racji zamieszania i licznych atrakcji Łukasz ani myślał o śnie - chociaż zmęczenie było widać. Na pokładzie okazało się, że jest zamieszanie z naszymi miejscami. Teraz Ryanair generuje miejsce w samolocie podczas odprawy online. My nie wybieraliśmy swojego miejsca, więc komputer sam przydzielił nam siedzenie. Okazało się jednak, że miejsca przy wyjściu ewakuacyjnym nie może być dla rodzin z dzieckiem. Na szczęście życzliwi pasażerowie zamienili się z nami miejscami. Obawiałam się startu i przypięcia Łukasza pasami. O dziwo bardzo mu się spodobało. Problem pojawił się dopiero kiedy Łukasz próbował zasnąć, a tu światła zapalone na całego i co chwilę steward informuje o sprzedaży. Na szczęście po raz kolejny ramiona taty i piosenka "Krakowiaczek jeden" okazały się nie zastąpione i po chwili Łukasz już spał. Obudził się dopiero, gdy zajechaliśmy do cioci i wujka :).


Przed startem - zdjęcie z maszyną


Na pokładzie samolotu wszystko jest fajne


Selfie na lotnisku po wylądowaniu


Rodzinnie czekamy  na bagaże :)

Lot powrotny mieliśmy o 10.15. Wiadomo, że na lotnisku trzeba być wcześniej do tego jeszcze trzeba dodać dojazd i wyszykowanie się. Dlatego dzień rozpoczęliśmy od pobudki o 4.30. Z grubsza byliśmy przygotowani, więc wystarczyło tylko nakarmić Łukasza i w drogę. Na lotnisku nadanie bagażu, wózka, przejście przez bramki i już byliśmy w strefie bezcłowej. Specjalnie dla Łukasza wzięłam obiadek i deserek, żeby mu podać, albo przed lotem, albo w czasie. Podczas kontroli bagażu jedzenie zostało poddane dodatkowemu badaniu, ale nie było żadnego problemu. Cały czas obawiałam się jak będzie podczas lotu. Do Londynu lecieliśmy w porze spania, więc wiedziałam, że Łukasz zaśnie, ale obawiałam się jak będzie teraz. Na szczęście okazało się, że mam na tyle towarzyskiego synka, że każda osoba stojąca obok niego stanowiła nie lada atrakcję - tak samo było na pokładzie samolotu. Prędkość samolotu i wibracje podczas startu skutecznie go uśpiły i Łukasz przespał pół drogi. Po przebudzeniu zajął się swoimi zabawkami i poznawaniem sąsiadów. Lot powrotny minął nam jeszcze przyjemniej.


Ach te kolejki ... wszędzie kolejki 


Dziwny ten wózek, gdzie jest siedzenie ?!


No kiedy wreszcie polecimy.


Sen jest najlepszy.


Podziwianie widoków z wysokości


Ooo, ale się trafił sąsiad :)


Tak było!


Podsumowując. Samolot jest bardzo fajnym środkiem transportu dla rodzin z dziećmi. Nie byliśmy jedynymi, którzy wybrali ten sposób. Jeśli dobrze zorganizuje się czas przed i podczas lotu to jest to czysta przyjemność.

środa, 7 maja 2014

18/52


Wróciliśmy. Ogarniamy się po cudownym weekendzie majowym.
Nikt nie zgadł, gdzie nas wywiało :)
Mała podpowiedź, a niedługo konkrety :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...