środa, 30 kwietnia 2014

Przedmajówkowo

Dzisiejszy dzień mija nam na pakowaniu. Wszyscy się pakują. Łukasz i rodzice. Trochę tylko nie mogą sie zgrać, bo to co do walizki włoży tata to Łukasz wyciągnie ;).                                                            
 Kto zgadnie, gdzie wyruszamy? 
P.S. Kinderki są bardziej dla rodziców niż Łukasza :)

wtorek, 29 kwietnia 2014

Raz, dwa, trzy ... idę!

Ach, co to była za Wielkanoc :). Niespodzianka Łukasza zawstydziła wszystkie zajączki wielkanocne. Synek podczas rutynowego stania przy kanapie odwrócił się i ... poszedł. Udało mu się zrobić jakieś trzy, cztery kroczki, gdyż wrzawa była niemała. Wszyscy obecni w pokoju byli po prostu zachwyceni. Od tego momentu nic nie jest już takie samo.



Łukasz odkrył swoją nową pasję. Do tej pory było to stawanie przy wszystkim. Z czasem przerodziło się to w samodzielne stawanie bez podpórki, a teraz przyszedł czas na kolejną modyfikację. Samo stanie jest już passe, teraz trzeba jak najszybciej złapać równowagę (albo i nie), puścić się i ruszyć do przodu. Oczywiście wszystko w biegowym tempie, bez oglądania się na innych. 

Szczerze mówiąc to wygląda to sport ekstremalny. Mam wrażenie, że wyrzut adrenaliny występuje tylko u rodziców Łukasza, bo ten zdaje się nie wzruszony. Jest to po prostu profesjonalista, na którym trudne warunki nie robią wrażenia. Chodzi wszędzie, przy ostrych krawędziach, wystających rzeczach, po zabawkach. Dosłownie wszędzie. Mam wrażenie, że dziwi go jedynie jedna rzecz - dlaczego mama z przerażeniem w oczach ciągle nad nim stoi. Przecież wszystko jest pod kontrolą.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Najlepsza szuflada

Podłoga, dywan, koc - to wszystko to od dawna królestwo Łukasza. Od jakiegoś czasu synek poszerzył swój rewir. W chwili kiedy zaczął stawać, robił i robi to przy wszystkim co się da. Najlepsza do tego jest ława, która ma idealną dla niego wysokość - można oprzeć ręce, położyć swoje zdobycze i nimi pogruchotać. Dobrze stoi się też przy krzesłach, fotelach, skrzynkach na zabawki. Podsumowując Łukasz przeniósł się z dolnych części na nieco wyższe rejony domu.

Ale jak wiadomo wszystko ma swoje dobre i złe strony. Synek przemieszcza się bardzo szybko i najczęściej jest to ta sama strona, w którą idzie mama. Najczęściej wtedy kiedy nie ma być to ten sam kierunek. Podsumowując - zawsze na złość ;). Taka logika zaprowadziła Łukasza do kuchni. Tam dopiero jest pole do popisu. Tyle ciekawych miejsc i tyle ... szuflad. A tam jest prawdziwy raj.




Nie ma co zaprzeczać, wkroczyliśmy z Łukaszem w nową erę. Erę szafek kuchennych, szuflad kuchennych i skarbów w nich znajdujących się. Na razie garnki z szuflad same nie wychodzą, ale za to już mniejsze rzeczy z innych szafek potrafią zmieniać swoje miejsce. No cóż, nie pozostaje nam nic innego jak ... mieć oczy dookoła głowy ;).

wtorek, 22 kwietnia 2014

Tuptusie

Od jakiegoś czasu są z nami Tuptusie. Łukasz testuje je od jakiś 2 tygodni. Pora podzielić się z Wami moimi i Łukaszowymi spostrzeżeniami.


Buciki są przyjemnie miękkie, wykonane ze skórki, a na piętce mają gumkę utrzymującą buciki na małej stópce. Dzięki temu zakładanie bucików nie stanowi żadnego problemu. Bez zbędnej szarpaniny Tuptusie lądują u synka na stopach.


Obawiałam się, że Łukasz w butach będzie jeździł po podłodze. Okazało się jednak, że dzięki przemyślanym "łatkom" pod palcami i piętami but nie ślizga się.


Do wyboru jest wiele kolorów bucików oraz masa aplikacji. Każdy znajdzie coś dla siebie. My postawiliśmy na aplikację z tygryskiem. Wydaje mi się, że to strzał w dziesiątkę, bo nawet Łukasz rozmawia ze swoimi kompanami tuptania.

Buciki towarzyszą nam codziennie. Są z nami w domu, na spacerze. Tam, gdzie pojawiają się Tuptusie, tam pojawia się zainteresowanie nimi. Największym fanem jest tata Łukasza, który cieszy się, że zakładanie tygrysków nie stwarza mu problemu, robi to z miłą chęcią. Mimo tego, że jest to tak łatwe, to buciki nie zdejmuje się na tyle łatwo, żeby Łukasz je zdejmował co chwilę.

Szczerze polecamy wszystkim, a zainteresowanych odsyłamy na stronę sklepu internetowego KLIK.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

16/52

Pozdrawiamy poświątecznie :)
Po kilku dniach lenistwa - wracamy do normalnego życia

Pierwsze Łukaszowe "Gniazdko"


wtorek, 15 kwietnia 2014

Do czego jest wózek?

O tym do czego jest wiele akcesoriów dla dzieci okazuje się w użyciu. Żaden z rodziców nie ma wątpliwości, że rzeczy te nie mają jedynie zastosowania pierwotnego.

A chyba niema innego akcesoria, tak często, i w tak różnych warunkach używanego, jak wózek dziecięcy. Z nami nasz czterokołowy pojazd przeżył wiele i w różnych sytuacjach był sprawdzany. Jakiś czas temu spędziliśmy popołudnie na grze w kosza. Wiadomo Łukasz miał jeszcze problemy z opanowaniem piłki, więc postanowił popatrzeć na grę z wygodnego miejsca.


W toku gry wózek przerodził się w stojak z nielimitowaną ilością dodatkowych funkcji.


Poniżej widać specjalny stojak na okulary. Uchwyt na kubek nadaje się do tego idealnie. 

Nie było też problemu ze znalezieniem miejsca na torbę. Zaczepiona przez uchwyt od wózka  czekała na wynik meczu.


Okazało się, że nogi śpiącego Łukasza to doskonałe miejsce na kurtki zawodników. Dobrze, że synek spał, bo w innych warunkach nie byłby zachwycony takim wykorzystaniem.


Mecz trwał w najlepsze, a Łukasz korzystał ze świeżego powietrza. Był wykończony ilością zadań jakie mu powierzono na okres gry. Sytuacja go przerosła, więc postanowił szybko zregenerować siły.


Tym razem wózek "robił" jako stojak. Myślę, że przykład takiego wykorzystania to norma, a i zdarzają się sytuacje kiedy to pojazd dziecka jest wykorzystywany w bardziej kreatywny sposób ;).

sobota, 12 kwietnia 2014

Konkurs na 9 miesięcy!

Dzisiaj Łukasz kończy 9 miesięcy. Postanowiliśmy dzisiejszy dzień uczcić trochę inaczej niż zwykle.
Nie znaczy to, że nie będzie posta o naszym 9 miesięcznym chłopcu. Będzie - tylko trochę później. Tym czasem zapraszamy do wspólnej zabawy na nasz Facebook'owy profil, a myślę, że nagroda jest ciekawa.

Do wygrania jest gra marki Carotina. Dzięki tej niezwykle kolorowej zabawie dziecko opanowuje zasady następstwa czasowego. Wystarczy uporządkować karty według kolejności zdarzeń. W ten sposób dziecko rozwija logiczne myślenie, a dzięki dostosowanym dla najmłodszych, dużym i wytrzymałym, inteligentnym puzzlom rozwija również zdolności manualne.



Zasady konkursu są bardzo proste. Wystarczy:

1. Polubić profil Mama Tata Dziecko na Facebook'u.
2. Udostępnić zdjęcie konkursowe - również na Facebook'u.

Wyniki konkursu podam 30 kwietnia.

My tymczasem idziemy pracowicie świętować naszą dziewiątkę.
Życzymy miłej soboty.

piątek, 11 kwietnia 2014

Pracowity piątek

Dzisiaj piszemy bardzo zabiegani.

Korzystamy z pogody i dobrych nastrojów, więc robimy porządek.

Działamy strefowo.

Łukasz ma np najniższe partie domu - podłoga, niskie szafki i wszystko w zasięgu rąk - to jest jego rewir.

Moje są okna i ... cała reszta.

Trzymajcie za nas kciuki :).

czwartek, 10 kwietnia 2014

Niech gra muzyka

Łukasz większość czasu spędza na stojąco. Podpiera się o co może, o co się da. Przechodzi trzymając się różnych rzeczy z miejsca na miejsce. Za sobą ma już pierwsze samodzielne stanie. Teraz dopracowuje technikę i wydłuża czas.



Postanowiliśmy, więc wzbogacić Łukasza "podpórki" o kolejny model. Muzyczny stoliczek marki Chicco jest już z nami. Zdecydowaliśmy się na ten model z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że jest to alternatywa dla interaktywnych stoliczków, których większość funkcji jest do siebie podobna. W przypadku tego trójnoga jest inaczej. Nie znajdziemy tu przycisków, telefonu itp., a instrumenty muzyczne. W zestawie są trzy elementy, konsola Dj'a, marakasy oraz perkusja. Pierwsze dwa działają bez zasilania, a perkusja jest na baterię.






Bardzo fajna jest możliwość wyjmowania konsol. Nie są one na stałe przymocowane do stoliczka, tylko dziecko może je swobodnie wyciągnąć i zabrać w dłuuugą podróż po mieszkaniu.





I tu się pojawia jedyny minus tej zabawki - instrumenty zbyt łatwo można zdjąć z podstawy. Jest to duży problem dla dziecka, które "uwiesza się" na czymś żeby wstać. W takiej sytuacji elementy wypadają ze stolika i dziecko ląduje na podłodze.

Bałam się jeszcze, że dźwięki które będą wydobywać się z instrumentów przyprawią wszystkich domowników o ból głowy. Na szczęście nie jest aż tak źle.

Szczerze mówiąc nie mam zbyt wiele do gadania. Sprzęcicho zostało przetestowane przez głównego kontrolera jakości i dostało najwyższą ocenę. Czego chcieć więcej.



środa, 9 kwietnia 2014

Freebirthing

O tym, że tak wiele zmieniło się w kwestii porodu przekonuję się bardzo często. Wystarczy, że rozmawiam rówieśnikami mojej mamy, albo z nią samą. Nie mówię już o tym co było wcześniej, ale dwadzieścia kilka lat temu nikt nie pomyślałby o porodzie rodzinnym, a poród aktywny byłby historią z rodzaju science fiction. To jak w tej chwili wygląda opieka nad matką w szpitalu podczas porodu to luksus (nie mówię o niechlubnych wyjątkach i mam nadzieję, że są to jedynie wyjątki!).



Myślałam, że w materii porodowych nowości wymyślono już wszystko, a jednak... . Freebirthing, bo tak nazywa się nowy porodowy trend rozpoczął się oczywiście w USA, a teraz zdobywa także Wielką Brytanię. Jest to zmodernizowany poród w domu. W przypadku Freebirthing'u matka rodzi w domu bez jakiejkolwiek pomocy medycznej, nie ma położnej i nie ma lekarza. 

Zwolenniczki takiego porodu mówią, że pozwala on zachować całkowitą intymność w komfortowych domowych warunkach. Tłumaczą, że sam fakt jak wyglądają szpitale (białe kitle, personel medyczne) sprawia, że kobieta czuje się jak chora, a przecież ani ciąża, ani poród chorobą nie są. Panie, które mają już "wolny poród" za sobą mówią, że było to doznanie magiczne, mistyczne, wyjątkowe. 

Po zapoznaniu się z "tematem" nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać. Pomysłowość ludzka nie ma granic, tak samo jak głupota i właśnie w takiej kategorii myślę o freebirthing'u. Zgadzam się co do tego, że komfort mamy podczas porodu jest bardzo ważny, ale na prawdę wiele szpitali zapewnia teraz tak cudowną opiekę, że kobieta rodząca nie odczuwa żadnego dyskomfortu. Dbają o najdrobniejszy szczegół, liczą się z każdym słowem. Sama byłam zaskoczona o to, o jakie rzeczy pytali mnie lekarze, pielęgniarki podczas porodu. Tak na prawdę nic nie odbywało się bez mojej wiedzy i bez mojej zgody. Szczerze mówiąc uważam, że kobiety, które myślą o wolnym porodzie, kierują się czysto egoistycznymi pobudkami. Jest przecież tyle sytuacji kiedy o życiu dziecka, matki decyduje szybko, trafnie podjęta decyzja. Będąc w szpitalu wiem, że czuwa nade mną wyszkolony personel. Jestem spokojna, że w razie jakichkolwiek komplikacji zrobią wszystko, żeby nic ani mi, ani dziecku się nie stało. A co w takiej sytuacji (nikomu tego nie życzę) robi zwolenniczka freebirthing'u. Nie ma przecież blisko niej nikogo z personelu medycznego, a zanim dojedzie karetka to mijają cenne minuty. 

Szczerze mówiąc moda na tego typu porody przeraża mnie. Dziwię się skąd w ludziach tyle nieodpowiedzialności. Patrząc na to ilu zwolenników doczekał się freebirthing, boję się tego co będzie następne.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Brudne dziecko - szczęśliwe dziecko

Ach, jak wiele wpisów jest z cudownie wyglądającymi dziećmi. Normalnie maluchami jak z żurnala. Uśmiechnięte, modnie ubrane, a przede wszystkim ... czyste. Patrząc na taki obrazek laik mógłby pomyśleć, że dzieci to chodzące czyściochy, a historie o ich skłonności do "paćkania" to jedynie pomówienia. Tym czasem okazuje się, że stwierdzenie, że szczęśliwe dziecko to brudne dziecko wymyślił bardzo dobry znawca małych serduszek.

Moje dziecko nie jest w tej materii wyjątkiem. Jeśli tylko mama spuści z niego na chwilę oko - może być pewna, że za chwilę będzie tego żałowała. Zresztą co się dziwie, matka nie jest od tego, żeby spuszczać z dziecka oko ;).

Aby nie być gołosłownym, wszem i wobec przedstawiam Wam jak powinno się jeść biszkopta, aby wydobyć z niego najlepszy smak.





Szczególną uwagę należy poświęcić również rękawowi, który jest cały w biszkopcie. Wiadomo tak jest smaczniej :).

Podczas pałaszowania Łukasz nie zapomina o swojej artystycznej duszy. Blat od krzesełka do karmienia w końcu wygląda jak nie zamalowane płótno, a tak długo być nie może.


Podsumowując. Nie załamujmy się kiedy chwilę po ubraniu dzieci na wielką okoliczność, te postanawiają lekko ubogacić swój strój. Powszechnie wiadomo, że najlepiej się brudzi w czystych ubraniach, a nasze dziecko nie jest jedynym z rozsmarowanym obiadkiem na brzuszku.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

sobota, 5 kwietnia 2014

Ostatnio przeczytane - Zniewolony

Jestem molem książkowym. Uwielbiam książki. Czytam je wszędzie i jeśli tylko mogę. Wiadomo jak wygląda sprawa z czasem kiedy Łukasz w domu, ale mimo to kartka po kartce czytam.



Kiedy miesiąc temu wszyscy z przejęciem komentowali rozdanie Oscarów wielką niespodzianką była statuetka za najlepszy film. Wbrew typowaniom przed galą nagrody nie otrzymał głośny film "Wilk z Wall Street" tylko "Zniewolony". Okazało się, że jest to ekranizacja książki o tym samym tytule. Akurat szukałam pomysłu na lekturę, więc bez chwili namysłu sięgnęłam konkretnie po tą.



Niewolnictwo to temat nie raz już poruszany, czy to w książkach, czy w filmach. Za każdym razem cz kiwuej dochodzi do jednego słusznego wniosku, że był to wymysł nieludzki i trzeba zrobić wszystko, żeby nigdy więcej nie doszło do powrotu tak prymitywnego myślenia. Do tej pory starałam się sięgać po książki o lżejszej tematyce, ale jak napisałam wcześniej to Pan Oscar popchnął mnie do tej książki. I nie żałuję.

Jest to historia Salomona Northup'a który był wolnym człowiek, ale na skutek podstępu wolność swoją stracił. "Zniewolony" to pamiętnik napisany przez samego bohatera po odzyskaniu swojego wcześniejszego życia. Mimo tego, że temat niewolnictwa jest poważnym tematem, to o dziwo książkę czyta się dość "lekko". Być może jest to spowodowane faktem, że autorzy książek prześcigają się w zapełnianiu kartek zwrotami akcji, emocjami, trzymającą w napięciu fabułą. Tymczasem historia Salomona Northup'a została spisana przez niego po pewnym czasie, kiedy on sam nabrał do swojej sytuacji nieco dystansu. Nie znajdziemy tam przerysowania i koloryzowania, a jedynie prawdziwe życie niewolnika w XIX wieku. Właśnie ze względu na prawdziwość każdego słowa polecam przeczytać książkę.

Jak do tej pory nie widziałam jeszcze filmu na podstawie tej historii. Osobiście nie wiem czy nadrobię to niedopatrzenie. Jak dotąd żadna ekranizacja książki mnie nie powaliła. Chyba, że "Zniewolony. 12 years a Slave" będzie wyjątkiem.

piątek, 4 kwietnia 2014

Dzyń, dzyń, dzyń - Łukaszowa niespodzianka

Dzisiejszy wpis będzie o wczorajszym dniu, a konkretnie o niespodziance jaką zgotował mi Łukasz.



Jeszcze nie tak dawno dzieliłam się z Wami faktem, że ten mój synek taki duży, a tak bardzo bez zębny. No cóż, nadal jest taki duży, ale nie już tak bardzo bez zębny. Wczoraj podczas obiadu coś nam tam zadźwięczało, ale zgoniłam wszystko na mlaśnięcie i inne około jedzeniowe dźwięki. Sprawa zmieniła się kilka godzin później podczas jedzenia bananowego deseru. Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Łukasz ma kawałek pierwszego białego kolegi. Konkretnie jest to dolna, lewa jedyneczka. 

Niestety na zdjęcie tego cudu trzeba chwilkę poczekać. Mimo prób nie udało mi się uwiecznić nowej "zdobyczy". Obiecuję, że gdy tylko uda się polowanie - pochwalę się trofeum. 

Tymczasem muszę lecieć - w końcu trzeba wybrać sukienkę ;). Oj, tata Łukasza już się boi ;).

Dobrego piątku życzę!

czwartek, 3 kwietnia 2014

Dlaczego warto chodzić na basen z niemowlakiem

Zrobiło się już cieplej, a przynajmniej teoretycznie tak powinno być. Na wielu basenach po zimowej przerwie ruszyły zajęcia dla niemowląt. My także byliśmy na swoich pierwszych lekcjach po przerwie. Ostatnio pływanie z takimi maluchami zrobiło się bardzo modne. Nikogo już nie dziwi widok małego człowieka w pieluszce w wodzie. Uczestniczenie w tego typu lekcjach to nie tylko podążanie rodziców za trendami, ale także, a właściwie przede wszystkim wspieranie rozwoju niemowlaka. Z przebywania w wodzie mały człowiek (i nie tylko) czerpie wiele korzyści.



Zajęcia na basenie odbywają się razem z rodzicami. Dzięki kontaktowi bliskich z dzieckiem rozwijana i pielęgnowana jest więź między nimi. Wspólnie spędzony czas w nowym środowisku to też doskonała okazja do zabawy. Zresztą jak wiadomo w tym czasie wszelka nauka połączona jest z zabawą.  W wodzie wiele bodźców jest inaczej odbieranych niż na "lądzie" to też dostarczamy maleństwu nowych wrażeń. zajęcia na basenie mają doskonały wpływ na rozwój emocjonalny malca, dzięki czemu staje się ono pewniejsze siebie i odważniejsze.

Wymienione korzyści to nie wszystko. Lekcje na basenie są wskazane dla dzieci z problemami kostno-stawowymi, czy też z kręgosłupem. Poza tym jest to wspaniała gimnastyka. W wodzie dziecko ćwiczy koordynację ruchową, poprawie jej płynność oraz reguluje oddychanie. Mimo tego, że po basenie należy uważać, żeby dziecko nie zachorowało, same zajęcia wspomagają odporność malców.

Do tych wszystkich plusów musimy z Łukaszem dodać nasz własny, który zaobserwowaliśmy na ostatnich zajęciach. Takie lekcje to doskonałe miejsce i czas na przebywanie z rówieśnikami. Jeśli nasze dziecko nie ma kontaktu z dziećmi w zbliżonym miejscu, to podczas zajęć na basenie spotka ich wiele.

Podsumowując. Nie ma co się zastanawiać tylko ruszać na zakupy pływackich pieluch, a później kierunek basen :).

środa, 2 kwietnia 2014

Karmienie w miejscu publicznym - dyskusja na hard corze

Karmię. Po wielkiej walce o pokarm Łukasz nadal je moje mleko. W tej chwili (pomijając aspekt zdrowia syna) karmienie piersią jest wygodne i sprawia mi przyjemność. Ale nie o tym chciałam dzisiaj pisać.



W związku z tym, że nie jesteśmy z Łukaszem domatorami urządzamy sobie małe i duże podróże oraz krótsze i dłuższe pobyty poza domem. Jak wiadomo dziecko robi się głodne w najmniej oczekiwanych momentach i na nic tu tłumaczenia, zagadywanie i uspokajanie. Wiem, że nie ma co dyskutować, bo synek patrzy na mnie wzrokiem pt." jestem głodny, a ty jesteś matka i masz mi dać jeść - reszta mnie nie interesuje". I tu zaczyna się problem, którego prawdę mówiąc być nie powinno, ale... . Mam przy sobie wszystko co mu jest potrzebne i dylemat czy karmić publicznie czy nie.

Jest to temat ostatnio bardzo modny i wszechobecny. Mam wrażenie, że jest to chwytliwy aspekt, gdyż mówią o tym w tv śniadaniowej, piszą w gazetach, a nawet ... dyskutują na Facebook'u. Właśnie to ostatnie miejsce, a konkretnie to co tam przeczytałam skłoniło mnie do refleksji.

Pewnego dnia jeden z moich znajomych, dziennikarz, zainspirowany artykułem w "Wyborczej" wrzucił do niego link na swoją tablicę. Myślę, że dyskusja jaką w tym momencie wywołał - przeszła jego oczekiwania. Rozumiem, że każdy ma prawo do swojego zdania i trzeba to uszanować, ale też argumenty, które się pojawiły szczerze mówiąc powaliły mnie. Pewna z pań, dyskutująca pod artykułem, przedstawiła swoją niechęć do matek karmiących w miejscach publicznych na równi z niechęcią do "..owłosionych torsów starczych panów eksponujących miseczkę B oraz psów srających na chodnik.." (zachowana pisownia oryginalna).

Źródło: Internet


Ewidentnie problem istnieje i coś jest na rzeczy. O dziwo walkę z tym tematem prowadzi również "góra" Facebook'a. Znane są przypadki (i to nie pojedyncze) kiedy to osoby odpowiedzialne za cenzurowanie portalu zawieszali portale osób, które na swoim profilu udostępniały zdjęcia matek karmiących. Wielokrotnie fotografie przedstawiały właścicielki profilów z dziećmi. Szczerze mówiąc nie spodziewałabym się takiego zachowania ze strony portalu w dobie kiedy tak głośno mówi się o równości. Jak widać nawet w tym kontekście tolerancja nie obejmuje wszystkich.

Źródło: Internet


Nie byłam do tej pory świadoma, że karmienie piersią w miejscu publicznym to aż taki problem. Rozumiałam, że nie każdemu może to odpowiadać, ale skoro toczone są aż tak gwałtowne dyskusje to termin "różnica zdań" nie oddaje w pełni nastroju towarzyszącego temu tematowi. Ciekawa jestem tylko czy jest to sztucznie napędzany "konflikt interesów", czy faktycznie problem na tak dużą skalę istnieje.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Pierwsze buty

Nadszedł ten czas, że Łukasz "dorobił" się swoich pierwszych bucików. Właściwie jest to mylne stwierdzenie, bo buciki już miał, ale te, które ma teraz są takie prawdziwe. Nie służą już tylko jako "ocieplacz" dla stópek, albo element "dekoracyjny", tylko ich przeznaczeniem jest chodzenie. Chodzenie to już wielka sprawa, nie ma żartów. Przed Łukaszem jeszcze wiele ćwiczeń, ale do tego buty są jak najbardziej wskazane.



Przy wyborze butów dla małego dreptacza miałam nie lada problem. W końcu zdecydowałam się na polską firmę Gucio. Buciki tej firmy są produkowane od początku do końca ręcznie, a do ich wyrobu stosowane wysokiej jakości materiały. Wizualnie buty znacznie różnią się od innych, ale jak okazuje się nie bez powodu.



Charakterystyczna dla Guciów jest żółta podeszwa zachodząca na piętę, która występuje w każdym modelu oraz w każdym kolorze. Okazuje się, że rozwiązanie to jest opatentowane, zresztą nie bez powodu/ Tylnik dopasowuje się do indywidualnej pięty dziecka oraz ułatwia ona wstawanie dziecka z pozycji siedzącej.






Nie bez powodu również został zastosowany zewnętrzny szef. Dzięki takiemu rozwiązaniu paluszki dziecka są chronione przed otarciami podczas pokonywania odległości na czworaka.





Gucie dostępne są w trzech modelach, całkowicie zabudowane, z mniejszymi otworami oraz z większymi. Każdy z modeli występuje 12 wersjach kolorystycznych. Do pudełka z butami dołączony jest próbnik z kolorami butów.



Łukasz od razu wskoczył w nowe obuwie, żeby je przetestować w warunkach domowych. Na spacerze butki też już z nami były. Na razie nie wychylały się poza wózek, ale zobaczymy - może zmotywują synka do szybszego chodzenia ;).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...