wtorek, 17 grudnia 2013

Tatowa misja

Czego się nie robi dla dziecka. Kiedy tylko pojawi się "ten Człowiek", który składa się z kombinacji naszych mamowych i tatowych chromosomów X, a czasami Y, często pojawiają się pierwsze deklaracje. Chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, żeby miały niezapomniane chwile, wakacje, niespotykane zabawki i najlepsze rzeczy. Każdy z nas stawia sobie coś za punkt honoru. Dzisiaj opowiem o tym, jaki punkt honoru postawił sobie mój mąż.



Ci co znają mojego ślubnego wiedzą jaki z niego majsterkowicz. Ma swoje centrum dowodzenia, gdzie pełno śrubek, kabli i przyrządów, które Bóg jeden raczy wiedzieć do czego są. Właśnie w takiej atmosferze powstaje nowy projekt Męża. Postawił za swój cel renowacje starej kolejki. Marzy mu się, żeby w te Święta pod choinką jeździła kolejka. Oczywiście nie jest to jednorazowa atrakcja. Od tych Świąt sytuacja miałaby się powtarzać co roku.

Do wigilii pozostał tydzień, więc praca wre. Mąż zaszył się w warsztacie i "tworzy". Udało mi się podpatrzeć jak wygląda sytuacja, a oto sprawozdanie ;).








Dowiedziałam się, że trzeba naprawić zasilacz, wymienić transformator, silnik w lokomotywie, wyczyścić tory - ogólnie pracy co niemiara. Trzymam kciuki, żeby się udało :), bo już widzę oczami wyobraźni choinkę, a pod nią pędzące wagony. Normalnie filmowo :D.

Dietetyk o ..

Dzisiaj gościnnie na blogu wpis pani dietetyk dotyczący wprowadzania posiłków stałych niemowlętom. Temat u nas na topie, więc czytamy, czytamy :)




Dlaczego moment wyboru wprowadzenia pierwszych posiłków stałych przypada na okres, gdy nasz bobas ma około pół roku? Do tego momentu podstawowym i jedynym pokarmem dla malucha powinno być – jeśli nie ma przeciwwskazań ani ze strony matki ani ze strony dziecka – mleko matki. Po 6 miesiącach pokarm kobiecy traci swoją wartość odżywczą, dlatego w tym momencie konieczne jest uzupełnianie diety posiłkami dodatkowymi.

Od czego zaczynamy? Posiłki z „baru mlecznego u mamy” dalej serwujemy dziecku na jego żądanie, a jadłospis wzbogacamy o zupki / przeciery jarzynowe z dodatkiem kaszy mannej – według najnowszych zaleceń gluten w diecie dziecka pojawia się już po pół roku życia malucha, jednak jest to tylko dodatek – do podanej wyżej zupki sypiemy niecałą łyżeczkę na 100 ml dania. Co ważne wywar na zupkę nie jest wywarem mięsnym, nie obciążamy przewodu pokarmowego ciężkimi wywarami mięsnymi, esencjonalnymi. Zupkę lub przecier gotujemy z takich jarzyn jak ziemniak, marchewka, dynia, później brokuł. Ważnym aspektem dań dla malucha jest ich wzbogacanie o wysokiej jakości tłuszcz tj. masło, olej roślinny, oliwa z oliwek. Nie ma potrzeby ograniczenia podaży tłuszczu w diecie ;) 

Jeśli chodzi o łączeni produktów to zaczynamy od „papek” jednoskładnikowych, aby zapoznać dziecko ze smakiem i kolejno istnieje możliwość ich łączenia. Posiłki stałe podajemy łyżeczką, ciągle obserwując reakcję dziecka, na początku będą to małe porcje i z czasem będą się zwiększać. Ważne jest aby nie podawać posiłków dziecku na siłę, żeby nie wytworzyć negatywnych odruchów ani wspomnień związanych z jedzeniem. Kiedy podawać posiłki uzupełniające? Możemy spróbować podać po karmieniu piersią, ale jeśli nasz maluch odmawia jedzenia lub próbowania to kolejność odwracamy.

Ogólne zasady kuchni dla malucha to: jest to kuchnia lekkostrawna, co oznacza, że wykluczamy ciężkie produkty smażone, duszone, pieczone, produkty wzdymające – kapustne, rośliny strączkowe, posiłki podajemy pachnące, kolorowe, nieprzyprawione – przyprawy z początku nie będą nam potrzebne
Schemat żywienia po 6-ciu miesiącach:

§  Okres od 7 – 9 miesięcy = nasze dziecko jest już starsze, a co za tym idzie rozszerzamy gammę podawanych produktów, dalej pierś podajemy na żądanie, nowe produkty wprowadzamy pojedynczo obserwując reakcję na posiłek. Wraz ze wzrostem dziecko posiada większe zapotrzebowanie na składniki odżywcze. Zupkę wzbogacamy o chude mięso gotowane z indyka, kurczaka, cielęciny, królika lub chudej wieprzowiny. Co drugi dzień do posiłków dodajemy ½ żółtka jaja kurzego, soki i przeciery owocowe bez dodatku cukru

§  10 miesięcy = do diety wprowadzamy niewielkie ilości pieczywa, sucharków, biszkoptów; obiadek z dwóch dań: zupka z kaszką glutenową, warzywa z gotowanym mięsem, konsystencja warzyw / owoców i mięsa powinna stymulować gryzienie, soki i przeciery owocowe

§  11 miesięcy = produkty glutenowe jak sucharki, biszkopty, pieczywo łączymy z produktami mlecznymi – twarożkiem, jogurtem, kefirem podawane kilka razy w tygodniu – staramy się wybierać produkty bez konserwantów, z ograniczeniem cukrów, jajo całe podajemy 3-4 razy w tygodniu, obiad dwudaniowy – dodatkiem do warzyw i mięsa może być ryż lub ziemniaki



Przykłady posiłków dla malucha :

7 miesięcy :
ü  Krem z brokułów
ü  Zupa jarzynowa z gotowanymi pulpetami mięsnymi
ü  Indyk z jabłkiem i kleikiem ryżowym
ü  Pieczone jabłko
ü  Zupa jarzynowa z ½ żółtka jaja kurzego
ü  Wszelkie kleiki i kaszki glutenowe bądź bezglutenowe
ü  Przecierowe soki owocowe lub przeciery owocowe w ilości nie większej niż 150 g dziennie
ü  Łosoś z dynią i cukinią
ü  Zupa z brukselki
ü  Kasza jaglana
ü  Zupa kalafiorowa z ½ żółtka jaja kurzego

8 miesięcy:
ü  Kisiel
ü  Mus dyniowo – morelowy
ü  Mus jabłkowo – morelowy

10 miesięcy:
ü  Pilaw marchewkowy
ü  Grzanki z awokado
ü  Zupa kukurydziana
ü  Ryż z jabłkami
ü  Zupa szpinakowa z mięsem
ü  Ciasteczka ze szpinaku

11 miesięcy:
ü  Krem z pomidorów
ü  Krem ze szparagów
ü  Gulasz
ü  Rosół z indyka z kaszką manną
ü  Zupa z fasolki szparagowej
ü  Placki z kaszy gryczanej
ü  Pomidorowa z ryżem i kurczakiem
ü  Placki twarogowe z bananem
ü  Kuskus z zieloną fasolką szparagową
ü  Jajko sadzone na parze / jajecznica na parze / jajo gotowane w całości


Smacznej, kolorowej i pełnej pomysłów kuchni dla malucha życzy
dietetyk

Ada Fiedorowicz J



piątek, 13 grudnia 2013

Testujemy

Jakiś czas temu otrzymałam od firmy MAM niekapek. Do tej pory czekał on na swój czas, bo Łukasz był za mały. Nadszedł czas, że możemy go wykorzystać. Od dziś zaczynamy niekapakową przygodę ;). Trzymajcie kciuki :).


A już nie długo pełny test ;).

czwartek, 12 grudnia 2013

Warzywa - uśmiech!

Jak już pisałam na blogu, Łukasz jest na etapie poznawania nowych smaków. Na razie uskuteczniamy te warzywne. Jestem bardzo zadowolona, bo praktycznie wszystkie, które do tej pory próbował smakowały mu (oby to się tylko nie zmieniło). Za sobą mamy już marchewkę, dynię, brokuł, groszek. Przy całej akcji warzywka towarzyszy nam uśmiech. O ile nie jestem sama w domu, albo nie jestem np. zagroszkowana staram się uchwycić te uśmiechy Młodego. Zobaczcie sami :)


Dzisiaj do akcji warzywo dołączy akcja owoc! Wtedy to już będzie się buzia cieszyć :)


P.S. Dzisiejsze 5 miesięcy uczcimy jabłuszkiem :)

wtorek, 10 grudnia 2013

O uzależnieniu

- Cześć jestem Martyna jestem uzależniona.
- Cześć Martyna!


Tak mogłoby się zaczynać spotkanie kobiet, które są uzależniona. Pytanie o jakiej przypadłości mówię. Już tłumaczę.

Ponad rok temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Pamiętam dokładnie ten dzień, a dokładnie poranek. Piątek. 9. listopada. Od tamtej chwili nic nie było już takie samo, a na oczy padły klapki. Wszystko kręciło się wokół brzucha. A to pierwsza wizyta, a to kto jest w środku, ile waży itd... Aż do 12 lipca. Wtedy nastąpiło apogeum. Człowiek, który jeszcze chwilę temu był u mnie w brzuchu, wyszedł na świat - i nic innego już się nie liczyło. Te mamy, które mają swoje szczęścia już ze sobą wiedzą o czym mówię, a te które chodzą jeszcze w dwupaku - na pewno nie mogą się doczekać. Do tej pory słowa o wielkiej miłości, o tym jakim szczęściem jest dziecko są poniekąd pustymi frazesami. Dopiero to "wielkie wyjście" otwiera oczy i serce.
Myślałam, że "gorzej/lepiej" już nie będzie, że to co zaczęło się w lipcowy piątek o 19.30 będzie constansem. Minęło zaledwie 5 miesięcy, a nic już nie jest takie samo, a z każdym dniem sytuacja się pogłębia. Chwilowe wyjście z domu kończy się telefonem co dzieje się z Łukaszem. Internet nie przeglądam już w poszukiwaniu torebek, a szukam rzeczy dla Juniora. Denerwuje się, gdy cały dzień nie śpi, a ja nie mogę nic zrobić, ale kiedy zaśnie to po chwili czekam aż tylko się obudzi. Głównym tematem rozmów w domu, u znajomych, na imprezie, czy też na spacerze jest Łukasz. A on to tak..., a on to już..., a kiedy Łukasz... i tak ciągle i tak w ciąż.
Na całe szczęście nie jestem w tym sama i nie mówię teraz o tym, że cała rodzina oszalała na punkcie najmłodszego. Chodzi mi o to, że my mamy tak mamy ;). Nasze dzieci są naszym największym szczęściem, naszym sensem. Obojętnie co innego robimy, możemy spełniać się zawodowo, podróżować, spędzać czas z dala od domu, ale nasze myśli zawsze będą z nimi. I nie ma co się oszukiwać. Z czasem wcale nie będzie lżej, ale wręcz przeciwnie - tylko gorzej. Z tym, że czy w tym przypadku to na pewno znaczy gorzej ;).




poniedziałek, 9 grudnia 2013

Poniedziałek

U nas dzisiaj zabieganie i pracowicie. 
Albo nie ma nas w domu, albo mamy ręce pełne roboty. 
Do tego jeszcze pogoda, która dobija wszystkich
(pogodozależni łączmy się)

Wybaczcie mi, ale dzisiaj tylko chwilę tu jestem 
i biegnę dalej.

Zresztą co się tłumaczę -
- mamy doskonale wiedzą o czym mówię ;)

Do tego słowo "PONIEDZIAŁEK",
które wywołuje u wszystkich alergię.


- Przydałoby się ;) -

niedziela, 8 grudnia 2013

Nowy dyplom

Matka odebrała dyplom. Tym razem z drugiego kierunku, ale oczywiście syn był znowu ze mną. Czemu piszę, że znowu? Bo tytuł mgr farmacji również odbierałam z Łukaszem i to prawie dosłownie. W dwupaku maszerowaliśmy, aby odebrać gratulacje od dziekana. Śmiałam się, że toga jest idealnym ubraniem dla mnie, a niektórzy znajomi ze studiów ze zdziwieniem reagowali na to, że jestem w ciąży.
Łuki był nawet na obronie pracy licencjackiej. W połowie czerwca, tuż przed terminem, na ostatnich nogach wturlaliśmy się do sali. Byłoby, więc ogromnym niedopatrzeniem, gdyby nie był ze mną podczas dyplomatorium.

Ciekawe czy to już koniec edukacji, czy może początek ;).

sobota, 7 grudnia 2013

Za oknem Ksawery, a w domu ...

Wczoraj na zewnątrz grasował orkan Ksawery. Skutecznie zamknął nas w domu. Nie było wyjścia. Tak wiało, że pewnie nawet nie dalibyśmy rady wyjść, a jak już byśmy wyszli to ze względu na ślizgawicę to pewnie za długo nie postalibyśmy. Właściwie to ja nie postałabym, bo Łukasz w wózku cwaniak sobie leży. Tak czy inaczej cały piątek gniliśmy w domu. Mimo niskiego ciśnienia (podobno rekordowo niskie ciśnienie w Bydgoszczy) humory nam dopisywały.






Dzisiaj za to jedziemy na moje dyplomatorium z drugiego kierunku :). Do tego jeszcze kilka punktów do załatwienia, więc pewnie cały dzień poza domem.

piątek, 6 grudnia 2013

Dynia Story

Co tu dużo mówić. Matka nigdy nie odda w pełni emocji dziecka ;). Postanowiłam więc spytać się Łukasza o jego zdanie na temat dyni. Zobaczcie sami ;)




czwartek, 5 grudnia 2013

Pani Dynia po Łukaszowemu

Menu Łukasza powiększa się. Synek je co raz więcej, ale o tym może napiszę innym razem. Postanowiłam więc wykorzystać fakt, że mogę "gotować" dla Małego. W takim razie co by mu tu zaserwować, jakie danie poleca szef kuchni? Zdecydowałam się postawić na prostotę. W końcu tak trudno zrobić proste, aczkolwiek dobre danie ;). Matka w końcu postawiła wszystko na jedną kartę. Proszę państwa przed państwem DYNIA po niemowlakowemu ;).


Najpierw nóż w ruch. Trzeba dostać się do środka dyni. Ciach! Warzywo na pół i oczom ukazują się wszystkie skarby. Teraz dopiero się zacznie. Pestki na prawo, a reszta na lewo. W tak zwanym międzyczasie doglądanie Łukasza, a konkretniej bieg pokój - kuchnia, kuchnia - poków i tak w kółko i tak w ciąż ;). To co w normalnych warunkach nie zajmuje dużo czasu, w warunkach ekstremalnych wydłuża się do nieskończoności. Na szczęście trafiłam na wyrozumiały humor Łukasz, więc poszło gładko. Po chwili (no może po trochę dłuższym czasie) dyniowe kosteczki wylądowały w misce.






Później było już znacznie łatwiej. Aż w końcu zmiksowana i zawekowana dynia wylądowała na półce. Teraz czeka na pierwsze otwarcie i wylądowanie w buzi największe degustatora. Okaże się ile Łukasz przyzna gwiazdek nowemu daniu. Relacja już jutro ;)

środa, 4 grudnia 2013

Pierwszy raz na basenie

Wczoraj udało nam się pierwszy raz, a zarazem ostatni w tym roku pójść z Łukaszem na basen. Czemu piszę, że ostatni? Bo grupa zostaje zawieszona na czas zimy. Zresztą nie dziwię się. Różnica temperatur między tym co jest na zewnątrz, a w pływalni może doprowadzić do przeziębienia. Nam na szczęście udało się skorzystać z ostatnich zajęć na basenie niedaleko nas. To był taki spontan, a wyszedł rewelacyjnie.

Łukasz drogę na pływalnie całą przespał. Obudził się dopiero w szatni i od razu z uśmiechem. Później szło już gładko. Synek był zachwycony tym co wymyślili mu rodzice. Właściwie nie wiem komu bardziej się podobało, bo my mieliśmy uśmiechy od ucha do ucha.


Łukasz czuł się jak ryba w wodzie. Prowadząca na początek proponowała, aby niektóre zadania wykonywać spokojnie, żeby nie przestraszyć malca, ale kiedy zobaczyła, że Łuki ani myśli się bać - pozwalała nam na wszystko.


Synek nawet zanurkował do wysokości ust. Ani przez chwilę nie grymasił, ani nie bał się. Wręcz przeciwnie im wyżej rodzice podskakiwali tym większa była radość. Podczas śpiewania piosenek, czy też zabaw w kółku Łuki był tym, który też śpiewał i opowiadał innym dzieciom.


Okazało się, że pływanie na plecach to idealna pozycja do smakowania stópek ;).

Jesteśmy zachwyceni Łukasza zachowaniem na basenie. Po prostu było widać, że podoba mu się. Szkoda, że musimy czekać do wiosny na kolejne zajęcia, ale na pewno jako piersi się zapiszemy. Jako dowód, że nie są to tylko gołe słowa - zdjęcie Łukasza po wszystkim mówi wszystko ;)


wtorek, 3 grudnia 2013

I wiadomo co jest czyje!

Dzwonek do drzwi. O listonosz. Kilka listów do każdego z domowników i ... niespodzianka dla mnie, a na kopercie napis Geneva. Wiedziałam już co na mnie czeka w środku.


Jakiś czas temu dostałam maila z propozycją wypróbowania personalnych naklejek. Zgodziłam się, a naklejki postanowiłam spersonalizować dla Łukasza. Zobaczcie efekty i poznajcie firmę Stickerkid.

Szwajcarska firma Stickerkid, produkuje kolorowe naklejki na ubrania i inne przedmioty dla dzieci, tak aby ich mamy (albo ojcowie czy nauczyciele) mogli bez trudu określić, co do kogo należy. Naklejki i wprasowywane etykiety są produkowane w Szwajcarii i cechują się dużą trwałością (sprawdzili, że wytrzymują co najmniej 45 prań w pralce w temperaturze 60°, a jeśli chodzi o naklejki, udzielają na nie 10-letniej gwarancji = woda, słońce, piasek nie są im straszne). Są alternatywą dla domowych sposobów znaczenia ubrań, czyli np. zaznaczania flamastrem literki na metce.

StickerKid ma w swojej ofercie naklejki o różnej wielkości. Można je całkowicie personalizować poprzez wybór koloru, czcionki, napisu, a w niektórych modelach również grafiki. My dostaliśmy jedno-, dwu- linijkowe etykiety oraz wprasowywane etykiety. Wszystkie informują, że rzeczy na których się znajdą należą do Łukasza :).







A teraz niespodzianka dla wszystkich zainteresowanych naklejkami SickerKid. Możecie zrobić zakupy z 10% zniżką wpisując w zamówieniu kod promocyjny.


A ja już nie mogę się doczekać pierwszego wprasowywania i oklejania ;).

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Nie tylko ręka

Jakiś czas temu wszem i wobec ogłaszałam, że dla Łukasza najsmaczniejsze są paluszki u rąk. Parę tygodni dalej z dumom ogłosiłam, że synek po raz pierwszy chwycił stópki. Pamiętam ten dzień (w końcu nie było to znowu tak dawno teraz). Szybki telefon do męża, bo był w pracy - Łukasz już wie, że ma stopy  wie gdzie je znaleźć. Ogólny i wszechobecny zachwyt. 

Synek, tak jak wszystkie dzieci, maksymalnie wykorzystuje swój czas. Nie będzie przecież rozdrabniał się kiedy dookoła tyle rzeczy do zrobienia. W związku z tym teraz najsmaczniejsze są paluszki u nóżek. 


Stopa w błyskawicznym tempie odnajduje drogę do buzi. Każda sytuacja ku temu sposobnościom. Czy to przebieranie, czy zabawa na leżąco, albo kąpiel. Kciuk od nogi jest lekarstwem na całe zło. 

I to boskie ruszanie paluszkami ... ;)

niedziela, 1 grudnia 2013

Słodka niedziela

Dosłownie i w przenośni. Udało mi się wyczarować tartę Milky Way'ową.





A u Was jakie smakowitości przewijały się przez cały dzień ? :)

sobota, 30 listopada 2013

Misja

Z racji tego, że mamy sobotę i chociaż w teorii jest to dzień kiedy jest więcej czasu mam apel do wszystkich mam :). Aby w miarę możliwości zrobiły dzisiejszy dzień maksymalnie dniem dla siebie.


Nie chodzi mi teraz o to, aby rzucić wszystko, położyć się na plecach i zająć się tylko sobą. Bo umówmy się jest to niemożliwe ;). Niech to będzie coś realnego. Podczas wolnego czasu (który może uda się wykrzesać) zróbmy coś dla siebie. Pomalujmy paznokcie, przeczytajmy książkę, weźmy ciepłą kąpiel itp, itd, a jutro pochwalimy się naszymi dokonaniami. Dziewczyny do dzieła! Księżniczki na traktory! ;)

piątek, 29 listopada 2013

A gdy dziecko zaśnie ...

... matka nie może się ogarnąć. Zaczyna się ogarnianie wszystkiego. Najpierw taniec radości, że niemożliwe stało się prawdziwe. Następnie chwila konsternacji, czy aby sąsiad nie widział mamowego wybuchu radości. Gdy już jest pewna, że wszystkie rolety są zasłonięte, a niezgrabne ruchy nie ujrzą światła dziennego, wtedy dopiero się zaczyna. To jest najnormalniej w świecie bieg z przeszkodami. Lekkim slalomem między zabawkami, pieluchami i brudnymi ubraniami pędem do kuchni. Dopada do czajnika wciska guzik, wsypuje kawę do kubka i z powrotem do pokoju. Tym razem po drodze zbiera wszystko co znajdzie się pod jej nogami. Teraz spacer farmera z brudnymi rzeczami do pralki, szybki powrót do kuchni - ludzie, czemu ta woda wrze dopiero w 100 stopniach. No! Nareszcie jest! Matka zalewa kawę, a następne zadanie to wypić ją ciepłą. 

Teraz azymut komputer. W myślach już widzi jak przegląda Allegro, WP, Onet. Jak zaczytuje się w nowych wpisach na Blogach i rozmawia ze znajomymi na Face. Skoro już wie co będzie robić to przydałoby się włączyć komputer. Ach, czemu on się tak długo włącza. W tak zwanym między czasie błądzące myśli niebezpieczne docierają do rejonu - trzeba coś zjeść na obiad. Szybkie rzucenie oka na lodówkę - teraz to będzie tylko gorzej. W lodówce nic nie ma. O zgrozo chłop będzie głodny. Na całe szczęście ktoś wymyślił jedzenie na telefon, szkoda, że jest wtorek, a to trzecia pizza w tym tygodniu ;). Rodzicielka może spokojnie wrócić do pokoju. Swoim przenikliwym spojrzeniem przelatuje przez pokój. Cóż, zdecydowanie przydałby się odkurzacz. To nie potrwa długo. No pewnie, tylko matka nie przewidziała, że do maszyny trafią klocki, spinka do włosów i szczoteczka do zębów. Teraz pora zastanowić się jak je stamtąd wyciągnąć (nie, nie matka woli nie zastanawiać się co robiła szczoteczka do zębów na podłodze :)). 

W końcu chyba wszystko ogarnięte. Szczęśliwie może usiąść przed komputer z kubkiem kawy w ręku. W jednej ręce myszka, a w drugiej aromat zaparzonych ziaren arabici. Dla tej chwili można zginąć! I wtedy najpierw nagły ruch, a potem płacz. No co się zdziwisz, dziecko wyspane! Przecież minęło 10 minut, a kawa i tak zimna!



To jest najpiękniejszy widok na świecie!

a post dedykuję tym mamom, których dzieci tak jak mój Łukasz śpią w ciągu dnia dwa razy po 20 minut :)


czwartek, 28 listopada 2013

Wchodzimy z nowym warzywem

Od urodzenia dziecka co chwilę na coś się czeka. Najpierw aż zacznie lepiej widzieć, później kiedy uśmiechnie się. Wyczekujemy pierwszego podniesienie głowy itd., itp. Wiecznie wypatrujemy nowych rzeczy. Są to wydarzenia, które przeżywa cała rodzina (chcąc czy nie chcąc), znajomi oraz wszyscy w zasięgu ręki. W zeszłym tygodniu przyszedł ten dzień, dzień pierwszej marchewki ;). Minął już tydzień, więc pochwalę się obecnym bilansem.

Po pierwszym spotkaniu z marchewką byłam pozytywnie nastawiona. Wcześniej bałam się, że Łukasz stwierdzi "Kobieta z czym do ludu?! Nic nie przebije mlecia!". A tu miła niespodzianka. Za pierwszym razem ze zdziwieniem, ale bez protestów zjadł marchewkę. Drugiego dnia był już w ogóle czad. Głośno domagał się kolejnej łyżeczki i zjadł więcej niż założyłam. Wyczytałam, że warzywo należy powtórzyć przynajmniej siedem razy, zanim poda się kolejne, jednak tygodnia z marchewką nie wytrzymaliśmy - za bardzo zapiera. Smakowała bardzo, więc postanowiłam przejść dalej. Jaki kolejny krok? Brokuł!




Pierwsza łyżeczka i ... zaskoczenie, lekki grymas, a później już idzie. Widzę, że Łukaszowi odpowiadają warzywka - co mnie bardzo cieszy. Nie grymasi i nie płacze. To co trafi do buzi jest połykane. Problem jest kiedy Łukasz chce jeść sam :) - wtedy je cała buzia ;) (ostatnio nawet nos).

Niestety nie mam wyraźnych zdjęć z samego procesu konsumpcji. Rusza się wszystko, a samemu trudno zrobić zdjęcie :). Jako bonus zdjęcie podsumowujące. 


środa, 27 listopada 2013

Mamowe śniadanie mistrzów

Nie lubię obiadów. Wiem, że to dość brutalnie rozpoczęty wpis, ale taka jest prawda. Dlatego celebruję każdy inny posiłek, czasami nawet omijając pozostałe. Postanowiłam więc podzielić się z wami moim porannym (czasami wieczornym) widokiem.


Nie powiem, żeby co rano było tak przyjemnie. Przyjemnie i dla oczu i dla brzucha. Czasami nagle okazuje się, że jogurt wyparował, nie ma płatków, albo co innego. Nie powiem już o tym, że najczęściej nie mam po prostu czasu. A to Łukasz marudzi, a to muszę coś zrobić, a to wszystko na raz. Jeśli jednak wszystko idzie jak po maśle szklanka wypełnia się pysznościami :).



Szczytem marzeń jest szansa na spokojne zjedzenie całości. Zazwyczaj konsumowane jest w biegu, na wariata, pomiędzy gaga gugu, a piszczeniem zabawkami. Czyli dlaczego "Mamowe śniadanie mistrzów"?! bo trzeba być mistrzem, żeby przy tym wszystkim nie nabawić się wrzodów :), żeby mieć siłę na resztę dnia, na robienie wszystkie w jednej chwili.



Dzisiaj szczyt marzeń został osiągnięty. Nawet udało mi się pochwalić się przed Wami moim osiągnięciem - normalnie jestem w szoku. Muszę się nacieszyć tą chwilą do granic możliwości. A jakie są Wasze pomysły na śniadaniową porcję energii?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...