Niestety, w tym roku zimowa sceneria nas nie rozpieszcza. Jak już czasami coś gdzieś posypie to zaraz tego nie ma. To ma swoje plusy, gdy trzeba dojeżdżać do pracy. Mimo wszystko czasami fajnie pochodzić po białym puchu. Ostatnio miałam szczęście, że dzień układał się całkowicie po mojej myśli. W nocy spadł śnieg, od rana słońce, a do pracy na popołudnie. Nie było nic do gadania. Ubraliśmy się ciepło, buzię wysmarowaliśmy kremem i ruszyliśmy na podbój zimowego podwórka
Całe szczęście oczko wodne nie należało do ukochanych miejsc. Młody omijał jego zamarzniętą taflę z komentarzem, że tutaj to Kaki (czyt. kaczki) co najwyżej mogą se posiedzieć.
Łukasz przebadał dokładnie całe podwórko. Zdziwił się niesamowicie, że jego ukochanej piaskownicy prawie nie widać i że nie da się jej otworzyć. Próbował. Nawet mama próbowała, ale niestety nie dała rady. Pewnie tata by ogarnął sytuację. No nic, następnym razem otworzy.
Niestety czas w takim towarzystwie, i w takich okolicznościach mija z bicza trzasnął. Zanim się nie obejrzeliśmy to mama musiała robić sobie kanapki i pędzić co sił w silniku do pracy. Szkoda, bo było tak fajnie. Ale na zakończenie Łukaszowe odkrycie.
Mega!
OdpowiedzUsuńZamknięta piaskownica to chyba największa kara dla dziecka zimą:) Ale przecież można robić babki ze śniegu albo ulepić sobie ładnego bałwanka. Bardzo podoba mi się czapka Łukasza.
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie śnieg był dla mnie sygnałem na to, żeby wyciągnąć sanki. Gdziekolwiek, o każdej porze, byle tylko się poślizgać.
OdpowiedzUsuńU nas zimy mamy juz dość więc zapraszamy w góry :)
OdpowiedzUsuńŚnieg dla dziecka to zawsze duża atrakcja
OdpowiedzUsuń