Taka pogoda, to dla niego niespodzianka. Nie pamięta zeszłorocznych temperatur, więc wszystko jest jak pierwszy raz. Grzech było nie wykorzystać tyle słońca.
Odkąd Łukasz zaczął chodzić nic nie wygląda tak samo. Zabawki - może fajnie, że są, ale nie służą już do tych samych rzeczy co wcześniej. Teraz synek chwyta je i maszeruje przez cały dom. Mam wrażenie, że jedynym kryterium jest to, żeby były ciężkie i niebezpieczne, wtedy najlepiej się z nimi chodzi.
Wczoraj mieliśmy dosyć już czterech ścian, więc nasz metraż mocno powiększyliśmy i ruszyliśmy na zieloną trawkę. Radości nie było końca.
Łukasz szybko podjął decyzję i wybrał swoją ulubioną trasę, którą przemierzał kilka raz. Obejrzał wszystkie drzewka, wszystkie źdźbła trawy oraz przywitał się chyba ze wszystkimi mrówkami w okolicy.
Zabawa była przednia. Mam nadzieję, że takich dni teraz będzie tylko więcej i więcej, bo my zdecydowanie mamy apetyt na więcej.
Czyli reagujemy tak samo :/. Mialam wrażenie, że moja głowa wczoraj wybuchnie, skonczylo sie końską dawką leku, kapielą i łóżkiem o godz. 19. Masakra.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie klimaty :) I pomyśleć, że rok temu zaczynalam przygodę z brzuszkiem, teraz Zosienka ogląda świat z wózka, a za rok będziemy razem kroczyc na spacerach :)
OdpowiedzUsuńSłodziak!
OdpowiedzUsuńWreszcie, pogoda, nie trzeba dziecku tyle warstw ubrań zakładać ;)
Ale fajowo chodzi!
OdpowiedzUsuńJej Przystojniak kochany !! :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Wam ogrodu, my musimy szukać ciekawych miejsc, bo mieszkamy w bloku;)
OdpowiedzUsuńA pomyśleć, że w tamtym roku Fi tylko leżał w wózeczku;)
pogoda nam się zrobiła,my eż korzystamy i po ogrodzie biegamy
OdpowiedzUsuń