czwartek, 22 maja 2014

Przebieranie dziecka w podróży

Jakiś czas temu dzieliłam się z Wami swoimi wrażeniami po pierwszym locie z Łukaszem do Anglii. Będąc na wyspach zwiedziliśmy kilka miejsc. Wymagało to od nas przemieszczania się różnymi środkami transportu. Jak wiadomo podróż z dzieckiem w takim wieku jak jest Łukasz wymaga zmieniania pieluch w nieprzewidywalnych chwilach. Dzięki temu korzystaliśmy z różnych miejsc do tego celu przygotowanych. Zobaczcie sami.

Jako sposób dotarcia do Londynu wybraliśmy pociąg. Szybki sposób, dojazd do centrum, więc uznaliśmy, że będzie to najlepsza decyzja. Dużo się nie pomyliliśmy. Do tego przy samym wejściu dwa miejsca siedzące ze stoliczkiem i miejscem na wózek. Czego chcieć więcej. Sprawdziliśmy także jak kolej królewska przygotowana jest na małych podróżników.







"Przewijalnia" w pociągu znajdowała się w specjalnie do tego przygotowanym narożniku. Drzwi otwierają się automatycznie - normalnie kosmos. Po wejściu do środka okazuje się, że miejsce to jest przestronne. Ze spokojem zmieściło się tam dwójka dorosłych osób, a miałam wrażenie, że miejsce przewidziane jest na kolejną dwójkę. Po wejściu drzwi zatrzasnęły się tak, że nikt z zewnątrz nie wszedł, aby je odblokować wystarczyło nacisnąć przycisk od środka. Nota bene przycisków było masa, a każdy z funkcją podświetlenia, aby czasem przejęci rodzice nie musieli ich szukać. Dla zapominalskich opiekunów przygotowane były wilgotne chusteczki, co prawda pieluch nie było, ale z drugiej strony - bez przesady ;). Woda, mydło, chusteczki, papier były wbudowane w panel znajdujący się pod dużym lustrem. Jednym z minusów było to, że sam przewijak nie miał dużego wgłębienia, które zapobiegałoby przed zsunięciem się dziecka. Na szczęście na tyle wszystko było pod ręką, że jedna osoba "dałaby radę ogarnąć sytuację". Brakowało mi również jednorazowego ręcznika na przewijak. Na szczęście mieliśmy ze sobą swój kocyk, bo mimo wszystko nie ufam na tyle takim miejscom, żeby położyć na nich gołego bobasa.

Kolejnym miejscem publicznym, gdzie zmienialiśmy pieluchę Łukaszowi było lotnisko w Stansted. Wiadomo było to zupełnie inne miejsce niż jadący pociąg. Przede wszystkim na lotnisku łatwiej wygospodarować przestronne miejsce do przewijania dzieci.






Miejsce było przestronne i dobrze zorganizowane. Nie było problemu, żeby wjechać do środka wózkiem. Nie było już tyle bajerów co w "pociągowej przewijalni", ale też nie były one niezbędne. Bardzo podobało mi się, że przewijak był dobrze wyprofilowany. Nie miałam oporów przed zostawieniem na chwilę tam Łukasza (nie bójcie się - chwila to chwila, nie było mowy, żeby tak ruchliwe dziecko zostawić na długo, ale zawsze..). No i to czego mi brakowało w pociągu to jednorazowe ręczniki. Higiena przede wszystkim.

Ukoronowaniem dzisiejszego posta o przewijaniu dziecka w podróży będzie zmiana pieluchy w samolocie. Z racji tego, że miejsce dość hardcorowe to warunki też nie były zbyt przyjazne.



Blat do przewijania był (bo przewijakiem to nie można go nazwać) oraz papier. Miejsce dość kontrowersyjne bo zmieniałam Łukaszowi pieluchę dokładnie nad toaletom. Fakt, że kibelek nie miał klapy nie umilał całej sytuacji. Nie wspomnę o braku ręczników na przewijak oraz małym metrażu toalety. Co do drugiego nie można mieć pretensji, bo był to samolot tanich lini, w których ogólnie trudno o miejsce, ale co do kilku udogodnień - to mogliby pomyśleć nad udogodnieniami dla rodziców i dzieci.


Podsumowując, podróżowanie z dzieckiem jest co raz bardziej przyjemne. Nie ma problemu, żeby zmienić pieluchę dziecku, miejsca do tego przygotowane różnią się między sobą, ale dla chcącego nic trudnego.

7 komentarzy:

  1. Ładnie. Też byłam pod wrażeniem jak na Wyspach w jednym z marketów, w łazience dla niemowlaka była: wyższa temperatyra, mokre chusteczki, pieluszki... Już widze jak u nas cos takiego ma miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas, nie ma co ukrywać, zapewne bardzo szybko pieluszki, chusteczki i inne cuda by uciekły:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrazeniem. W Stanach "przewijaki" w miejscach publicznych to najczesciej kacik w toaloecie z opuszczana "klapa", spelniajaca role stolika do przewijania. Ale przyznaje, ze takie klapy sa niemal wszedzie, w kazdym sklepie czy urzedzie.
    Lecialam z dzieckiem samolotem i na lotnisku w Nowym Jorku w kazdej toalecie byl przewijak. Za to w Gdansku i (co mnie zaskoczylo) w Berlinie - zero! Musialam przewijac mala na blacie miedzy zlewami... Dobrze, ze inni podroznicy patrzyli na to raczej zyczliwie... W samolocie, tak jak piszesz, tragedia, no ale miejsca brak. Za to linie, ktorymi podrozowalismy (AirBerlin), zreszta tez raczej tanie, zapewnily "wyprawke" dla mlodocianego podroznika, w postaci torebki z paczuszka wilgotnych chusteczek, pieluszka, sliniaczkiem i grzechotka. Mala rzecz a cieszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To teraz poprosimy o taki post z podróży po Polsce;) Pewnie troszkę by się to różniło;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jest to łatwe zadanie w samolocie

    OdpowiedzUsuń
  6. I jak udała się wycieczka do Londynu?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...