sobota, 30 listopada 2013

Misja

Z racji tego, że mamy sobotę i chociaż w teorii jest to dzień kiedy jest więcej czasu mam apel do wszystkich mam :). Aby w miarę możliwości zrobiły dzisiejszy dzień maksymalnie dniem dla siebie.


Nie chodzi mi teraz o to, aby rzucić wszystko, położyć się na plecach i zająć się tylko sobą. Bo umówmy się jest to niemożliwe ;). Niech to będzie coś realnego. Podczas wolnego czasu (który może uda się wykrzesać) zróbmy coś dla siebie. Pomalujmy paznokcie, przeczytajmy książkę, weźmy ciepłą kąpiel itp, itd, a jutro pochwalimy się naszymi dokonaniami. Dziewczyny do dzieła! Księżniczki na traktory! ;)

piątek, 29 listopada 2013

A gdy dziecko zaśnie ...

... matka nie może się ogarnąć. Zaczyna się ogarnianie wszystkiego. Najpierw taniec radości, że niemożliwe stało się prawdziwe. Następnie chwila konsternacji, czy aby sąsiad nie widział mamowego wybuchu radości. Gdy już jest pewna, że wszystkie rolety są zasłonięte, a niezgrabne ruchy nie ujrzą światła dziennego, wtedy dopiero się zaczyna. To jest najnormalniej w świecie bieg z przeszkodami. Lekkim slalomem między zabawkami, pieluchami i brudnymi ubraniami pędem do kuchni. Dopada do czajnika wciska guzik, wsypuje kawę do kubka i z powrotem do pokoju. Tym razem po drodze zbiera wszystko co znajdzie się pod jej nogami. Teraz spacer farmera z brudnymi rzeczami do pralki, szybki powrót do kuchni - ludzie, czemu ta woda wrze dopiero w 100 stopniach. No! Nareszcie jest! Matka zalewa kawę, a następne zadanie to wypić ją ciepłą. 

Teraz azymut komputer. W myślach już widzi jak przegląda Allegro, WP, Onet. Jak zaczytuje się w nowych wpisach na Blogach i rozmawia ze znajomymi na Face. Skoro już wie co będzie robić to przydałoby się włączyć komputer. Ach, czemu on się tak długo włącza. W tak zwanym między czasie błądzące myśli niebezpieczne docierają do rejonu - trzeba coś zjeść na obiad. Szybkie rzucenie oka na lodówkę - teraz to będzie tylko gorzej. W lodówce nic nie ma. O zgrozo chłop będzie głodny. Na całe szczęście ktoś wymyślił jedzenie na telefon, szkoda, że jest wtorek, a to trzecia pizza w tym tygodniu ;). Rodzicielka może spokojnie wrócić do pokoju. Swoim przenikliwym spojrzeniem przelatuje przez pokój. Cóż, zdecydowanie przydałby się odkurzacz. To nie potrwa długo. No pewnie, tylko matka nie przewidziała, że do maszyny trafią klocki, spinka do włosów i szczoteczka do zębów. Teraz pora zastanowić się jak je stamtąd wyciągnąć (nie, nie matka woli nie zastanawiać się co robiła szczoteczka do zębów na podłodze :)). 

W końcu chyba wszystko ogarnięte. Szczęśliwie może usiąść przed komputer z kubkiem kawy w ręku. W jednej ręce myszka, a w drugiej aromat zaparzonych ziaren arabici. Dla tej chwili można zginąć! I wtedy najpierw nagły ruch, a potem płacz. No co się zdziwisz, dziecko wyspane! Przecież minęło 10 minut, a kawa i tak zimna!



To jest najpiękniejszy widok na świecie!

a post dedykuję tym mamom, których dzieci tak jak mój Łukasz śpią w ciągu dnia dwa razy po 20 minut :)


czwartek, 28 listopada 2013

Wchodzimy z nowym warzywem

Od urodzenia dziecka co chwilę na coś się czeka. Najpierw aż zacznie lepiej widzieć, później kiedy uśmiechnie się. Wyczekujemy pierwszego podniesienie głowy itd., itp. Wiecznie wypatrujemy nowych rzeczy. Są to wydarzenia, które przeżywa cała rodzina (chcąc czy nie chcąc), znajomi oraz wszyscy w zasięgu ręki. W zeszłym tygodniu przyszedł ten dzień, dzień pierwszej marchewki ;). Minął już tydzień, więc pochwalę się obecnym bilansem.

Po pierwszym spotkaniu z marchewką byłam pozytywnie nastawiona. Wcześniej bałam się, że Łukasz stwierdzi "Kobieta z czym do ludu?! Nic nie przebije mlecia!". A tu miła niespodzianka. Za pierwszym razem ze zdziwieniem, ale bez protestów zjadł marchewkę. Drugiego dnia był już w ogóle czad. Głośno domagał się kolejnej łyżeczki i zjadł więcej niż założyłam. Wyczytałam, że warzywo należy powtórzyć przynajmniej siedem razy, zanim poda się kolejne, jednak tygodnia z marchewką nie wytrzymaliśmy - za bardzo zapiera. Smakowała bardzo, więc postanowiłam przejść dalej. Jaki kolejny krok? Brokuł!




Pierwsza łyżeczka i ... zaskoczenie, lekki grymas, a później już idzie. Widzę, że Łukaszowi odpowiadają warzywka - co mnie bardzo cieszy. Nie grymasi i nie płacze. To co trafi do buzi jest połykane. Problem jest kiedy Łukasz chce jeść sam :) - wtedy je cała buzia ;) (ostatnio nawet nos).

Niestety nie mam wyraźnych zdjęć z samego procesu konsumpcji. Rusza się wszystko, a samemu trudno zrobić zdjęcie :). Jako bonus zdjęcie podsumowujące. 


środa, 27 listopada 2013

Mamowe śniadanie mistrzów

Nie lubię obiadów. Wiem, że to dość brutalnie rozpoczęty wpis, ale taka jest prawda. Dlatego celebruję każdy inny posiłek, czasami nawet omijając pozostałe. Postanowiłam więc podzielić się z wami moim porannym (czasami wieczornym) widokiem.


Nie powiem, żeby co rano było tak przyjemnie. Przyjemnie i dla oczu i dla brzucha. Czasami nagle okazuje się, że jogurt wyparował, nie ma płatków, albo co innego. Nie powiem już o tym, że najczęściej nie mam po prostu czasu. A to Łukasz marudzi, a to muszę coś zrobić, a to wszystko na raz. Jeśli jednak wszystko idzie jak po maśle szklanka wypełnia się pysznościami :).



Szczytem marzeń jest szansa na spokojne zjedzenie całości. Zazwyczaj konsumowane jest w biegu, na wariata, pomiędzy gaga gugu, a piszczeniem zabawkami. Czyli dlaczego "Mamowe śniadanie mistrzów"?! bo trzeba być mistrzem, żeby przy tym wszystkim nie nabawić się wrzodów :), żeby mieć siłę na resztę dnia, na robienie wszystkie w jednej chwili.



Dzisiaj szczyt marzeń został osiągnięty. Nawet udało mi się pochwalić się przed Wami moim osiągnięciem - normalnie jestem w szoku. Muszę się nacieszyć tą chwilą do granic możliwości. A jakie są Wasze pomysły na śniadaniową porcję energii?

wtorek, 26 listopada 2013

Prezent od Fisher Price

Jakiś czas temu natknęłam się podczas przeglądania strony internetowej firmy Fisher Price klub Wspólne odkrywanie. Producenci napisali, że po zarejestrowaniu się na stronie otrzymamy grzechotkę lwa. Postanowiłam spróbować. Wszystko działo się jeszcze przed naszym wyjazdem do Wiednia. Zaczęłam już tracić nadzieję, aż tu wczoraj pocztą przyszła taka miła niespodzianka :D.



Twarz lwa to lusterko a grzywą są kochane metki. Dzięki uchwytowi nie ma problemu z zawieszeniem zabawki.


Dodatkowo dostaliśmy kartę z kuponami rabatowymi na wybrane zabawki marki Fisher Price.


Oby jak najwięcej takich niespodzianek :D

poniedziałek, 25 listopada 2013

Flanelowy chłopak

O swojej miłości do ubierania Łukasza jak dorosłego faceta już pisałam. Temat ten poruszany by nie raz i nie dwa ;). Jest to jeden z moich ulubionych tematów. Z racji tego, że synek ma mało do gadania - ulega gustom matki. O dziwo nie protestuje zbytnio przy ubieraniu. No chyba, że mama wybierze nie odpowiedni do tego moment, np. jest to pora jedzenia, albo w powietrzu wisi krótka drzemka (długie drzemki w wykonaniu Łukasza to ogromna rzadkość). Skoro syn nie może protestować matka wykorzystuje sytuację póki może z ogromną premedytacją. Jeśli tylko jest ku temu okazja, a w pobliżu nie ma taty, który chełbi wygodnemu stylowi mama przekopuje Łukaszową szafę w poszukiwaniu natchnienia. 

Do tego jestem typem praktycznej kobiety. Dlatego, albo część ubrań była kupiona wcześniej, albo kupowana na bieżąco z tym, że i tak są one większe niż w danej chwili potrzebuje Łukasz. Później muszę kontrolować, żeby żadnego ubrania nie przeoczyć ;). 

Ale dość już gadania. Przejdźmy do sedna sprawy. Dlaczego flanelowy chłopak?! Bo koszula, którą tym razem Łukasz ma na sobie wzorem, kolorem przypomina dobrze znane dorosłym koszule flanelowe ;).


Koszula jest naprawdę mięciutka i w żadnym wypadku nie jest Łukaszowi w niej niewygodnie :). Właściwie jest to body wyglądające jak koszula, albo koszula zapinana jak body ;).



Najlepsze zdjęcie na koniec ;).


... i to przerażenie w oczach ;).

niedziela, 24 listopada 2013

Pochmurna niedziela

Leniwa niedziela dzisiaj. Za oknem szaro i pochmurnie. Dzisiejszy dzień jest typowo leniwym dniem, dla wszystkich prócz Łukasza ;). Ten dopiero przed chwilą zasnął umęczony swoim dzisiejszym złym humorem.





Zostałam nominowana przez blog Oli, Wszystko dla mam i dzieci. Sama zaczytuję się w to co pisze, więc jest to dla mnie bardzo miła niespodzianka. A oto 7 faktów o mnie.

1. Jestem wolontariuszką w lokalnym stowarzyszeniu.
2. Moją miłością są dogi niemieckie.
3. Nie lubię kiedy skórka od mandarynki słabo odchodzi. 
4. Uwielbiam frytki.
5. Jak byłam dzieckiem to bałam się fryzjera.
6. Marzy mi się podróż do USA
7. Nie lubię kawy z mlekiem i z cukrem.

Mam problem z wytypowaniem blogów, bo większość Mam brała już udział w zabawie. Jeśli, ktoś chce wziąć udział w zabawie to zapraszam :).

Muszę szybko wykorzystać chwilę "wolności". Woda na kawę już się zagotowała, więc pędzę do kuchni:). Miłej niedzieli :).

sobota, 23 listopada 2013

Mama i ziółka

Nie raz dzieliłam się z Wami swoim upodobaniem do ziół. Szczególnie podczas ciąży były one nie raz zbawieniem dla nas. Teraz znowu wróciły do moich łask (chociaż właściwie nigdy ich nie straciły :)). Po prostu teraz potrzebuję ich bardzo i już tłumaczę dlaczego.

Tak jak pisałam kilka postów temu, moje włosy wołały o pomstę do nieba. Dlatego zdecydowałam się je obciąć. Dla mnie to duża zmiana - chociaż zdania są podzielone ;). Włosy są już krótkie, ale teraz trzeba je wesprzeć. I tu właśnie jest miejsce na "moje" ziółka. Przedstawiam wam panią Miętą i pana Skrzypa :D



Pierwszeństwo mają panie, więc najpierw o pokrzywie.

Ziele to jest bogate w witaminy i minerały. Pijąc ją dostarczamy organizmowi witaminy C, K, B2, sole mineralne, związki żelaza, potasu, wapnia oraz rozpuszczalną krzemionkę. Dzięki temu uzupełniamy wszelkie niedobory, które powstają po porodzie na skutek zabiegania i nieodpowiedniego dbania o siebie. Dodatkowo karmienie piersią nie ułatwia nam zachowania równowagi w naszym ciele (tu miejsce dla pokrzywy ;)).



Ze skrzypem jest tak, że "na włosy" sięgamy po niego wręcz intuicyjnie. Bardzo dobrze. Tak samo jak w przypadku pokrzywy zawiera dużo krzemionki, która uzupełnia jej braki w naszym organizmie. Deficyt właśnie tego pierwiastka odpowiada za słaby stan naszych włosów.



Jak widać piję, piję i jeszcze raz piję. Nie dość, że nawadniam się, to jeszcze ratuję swoje włosy. Zobaczymy z jakim efektem zakończy się tak akcja ratunkowa ;).

piątek, 22 listopada 2013

Pierwsza łyżeczka

Aż trudno mi uwierzyć, że Łukasz jest już taki duży. Niedawno jeszcze siedział w brzuszku i jadł to co mama. Teraz też je to co mama, tylko w mlecznej postaci. Ma już 4 miesiące, więc pomalutku pora rozeznać się w innych jedzonkach. Po kilku krótkich rozmowach Łukasz wybrał, że jako pierwsze spróbuje marchew. Skoro menu ustalone, zastawa gotowa, nie pozostaje nic innego jak skosztować smakołyków :D.




Jak widać na załączonych obrazkach akcja pod tytułem "marchewka" przeszła całkiem owocnie. Owocnie - biorąc pod uwagę efekt zaskoczenia na buzi Łukasza oraz skuteczność farbowania na kolor marchewkowy. Pierwsze wrażenia synka nie były zbyt kolorowe, ale nie zraził się tylko chciał jeszcze. Marchewka nie spowodowała płaczu, więc jesteśmy dobrej myśli :).

Jako bonus tzw. fotka z rąsi ;)




czwartek, 21 listopada 2013

Po 4 miesiącach

Stało się - Łukasz ma 4 miesiące. Wiem, wiem miał je już 12 listopada, ale w związku z zawirowaniami podróżnymi dopiero dzisiaj aktualne "podsumowanie" dokonań Juniora.


Bezapelacyjnie Łukasz przez te 4 miesiące króluje w naszych rozmowach, myślach. Stwierdzam, że rodzice stają się bardzo monotematyczni - sami jesteśmy tego przykładem ;).

Pora pochwalić się tym co Łukasz już umie:

- sztywno trzyma główkę w pionie
- leżąc na brzuszku podnosi głowę i klatkę piersiową opierając się na przedramieniach
- sięga rączkami po wiszące nad nim zabawki
- chwyta się za nóżki i pcha palce od nóg do buzi :D
- reaguje na swoje imię
- podsłuchuje co się mówi w jego towarzystwie :)
- zaczyna pełzać


Czarujące jest to, że Łukasz zaczyna włączać się w nasze rozmowy. Kiedy słyszy, że w domu ktoś mówi, robi wszystko, aby nawiązać kontakt wzrokowy. Następnie wtrąca swoje trzy grosze i w te sposób wywiązuje się ożywiona dyskusja :).

Do tego wszystkiego mam syna, który uwielbia się uśmiechać. Obdarowuje uśmiechem osoby, które zna, jak i te, które widzi po raz pierwszy. Wszystko jest pięknie do momentu kiedy Łukaszowi nie zabraknie jednego z dwóch najważniejszych rzeczy dla niego: mlecia albo snu. Wtedy rozdrażnienie bierze górę, o czym dowiadują się wszyscy w najbliższej okolicy.

Wiem już także, że Łukasz należy do osób wymagających. Nie może się ciągle bawić tym samym. Zabawa w odpowiedni sposób musi się zmieniać, aby Junior był ciągle zaskakiwany :D.

Teraz czekamy na kolejne miesiące i kolejne nowe umiejętności.

środa, 20 listopada 2013

Wiedeń po Łukaszemu

Już pisałam, że wyjazd udał się w 1000%. Obawiałam się tej naszej eskapady, ale okazało się, że nie było czego. Teraz pochwalę się szczegółami :).

Dzień Pierwszy
Na miejsce zajechaliśmy o 8:00 rano. Po całonocnej podróży najbardziej zadowolony i wyspany był Łukasz. Ulice miasta przywitał ogromnym uśmiechem. Szybkie wypakowanie rzeczy, prysznic kierowcy i ruszyliśmy w miasto. Pogoda była przepiękna, więc trzeba było ją wykorzystać maksymalnie.



Pierwszego dnia Łukasz zaliczył także swoją pierwszą podróż metrem




Dzień zakończyliśmy na tarasie widokowym, z którego podziwialiśmy panoramę austriackiej stolicy



Dzień Drugi
Pogoda nie była już tak piękna jak pierwszego dnia, ale nie zrezygnowaliśmy ze zwiedzania. Postanowiliśmy dokładniej przyjrzeć się zabytkom starego miasta. Uzbrojeni w kurtki przeciwdeszczowe, folie przeciwdeszczową na wózek i przewodnik po mieście ruszyliśmy przed siebie.


Mimo deszczu było bardzo ciepło, więc postanowiliśmy oprócz Starego Miasta zobaczyć jeszcze letnią rezydencję księżniczki Sisi czyli Schonbrunn.

Szybki spacer pod górkę w ogrodach Księżnej i mogliśmy podziwiać pałac z innej perspektywy.




Dzień Trzeci

Trzeciego dnia bardzo dużo spacerowaliśmy, aby utrwalić sobie wszystkie miejsca. Byliśmy też na Mszy Świętej w katedrze. Postanowiliśmy skorzystać z tego, że jesteśmy mobilni i udaliśmy się na przejażdżkę po okolicach Wiednia. Nie musieliśmy daleko wyjeżdżać, aby spotkać taki widok :D.



Dzień Czwarty
Ostatni dzień. Rano szybkie spakowanie, żeby po całym dniu tylko ogarnąć się, spakować i wracać do domu. Ruszyliśmy więc na Belweder, aby później oddać się przyjemności zakupów.

W takim to telegraficznym skrócie upłynął nam czas na obczyźnie ;). Mam nadzieję, że zachęcę chociaż trochę do rodzinnych wypadów :).

wtorek, 19 listopada 2013

O smoczku Łukasza

Już teraz wiem, że mam wybrednego syna. Ma swój gust i upodobania, których twardo się trzyma. Tak samo było ze smoczkiem. Jest jeden jedyny, który mu odpowiada. Łukasz jest wierny firmie MAM.

Smoczek dostałam od firmy MAM na przetestowanie i całe szczęście. Jest jedynym, który odpowiada synkowi, zresztą tak samo jak mamie. Przemawia za nim kilka faktów.

Bardzo podoba mi się lekka i mała tarczka. Smoczek nie zajmuje pół twarzy malca, a do tego ma interesujący kształt. Wykonany jest z takich materiałów, które są delikatne dla skóry. Ucieszył mnie również fakt, że mój syn upodobał sobie smoczki, które maja ortodontyczny kształt.



Nie wmuszamy Łukaszowi smoczka na siłę, ale są momenty kiedy ratuje nas. Dzięki firmie MAM nie spełza mi snu z powiek to, że szkodzę dziecku. Ponad to Łukasz uwielbia ssać swoje paluszki, a smoczek zastępuje mu je. Uważam, że łatwiej oduczyć smoczka niż "wcinania" palców, które zawsze są w zasięgu ust :).

Wszystkich zainteresowanych firmą MAM i ich produktami zapraszam do polubienia firmy na facebook'u. Dzięki temu otrzymacie zniżkę na zakupy w wysokości 20% :).

poniedziałek, 18 listopada 2013

Metamorfoza mamy

No i stało się, postanowiłam co nieco zmienić :).

Pisałam już o problemach z włosami, o ich wypadaniu i przerzedzaniu się. Odkąd pamiętam zawsze miałam długie włosy. Wcześniej były dość grube, ale z czasem stały się cienkie. Mimo wszystko upierałam się przy długości. Tak to już jest jak wbiję sobie coś do głowy, to nie da się przetłumaczyć. Po urodzeniu dziecka wiele się zmienia ;), zmieniła się także moja upartość do włosów.

W piątek pchnięta impulsem ruszyłam do fryzjera i już po 30 minutach wyszłam odmieniona. Dla porównania zrobiłam zdjęcie przed i po :)



Teraz trzeba  zadbać o włosy. Zobaczymy na ile starczy mi zapału. Odżywki i herbatki w ruch :), oby zadziałało :D


czwartek, 14 listopada 2013

Trądzik niemowlęcy - to nic strasznego

Sama przechodziłam przez to z Łukaszem. Najpierw pojawiły się pojedyncze wypryski, aby za jakiś czas zająć całą buzię. Na dworze panowały wtedy wysokie temperatury, więc wszystkie podejrzenia padły na potówki. Lekarze sami się gubili w tym co to jest, aż w końcu trafiłam do rewelacyjnego dermatologa, który uspokoił mnie "To książkowy przykład zwykłego trądzika niemowlęcego". Ale co to jest ten trądzik ...

Trądzik niemowlęcy występuje w pierwszych miesiącach życia. Nie towarzyszy mu ani świąd, ani ból. Najbardziej przerażeni są rodzice, gdyż wygląda on dość mało estetycznie. Około 20% niemowląt boryka się z tą dolegliwością. Częściej są to chłopcy niż dziewczynki. Najprawdopodobniej powodem wystąpienia zmian skórnych u dziecka są hormony, a konkretnie ich wahanie w pierwszych tygodniach życia.

Objawami trądziku są zmiany skórne na policzkach, czole, nosku. Są to:

- grudki - czerwone i okrągłe

- krostki - zmiany ropne

- zaskórniki - zamknięte i otwarte


Trądzik nasila się w miejscach dobrze nagrzanych. Np w dzień kiedy jest  ciepło, albo na policzku, na którym dziecko leży zmiany są dużo bardziej widoczne. Rodzice oddychają z ulgą na spacerze, albo wieczorem kiedy jest chłodniej, a trądzik zdaje się zanikać.

Przede wszystkim należy szczególnie dbać o higienę buzi, aby nie dostało się zakażenie. Konieczna kąpiel w emolientach, można również kąpać dziecko w krochmalu, smarować buzię dermo bazami na tego typu zmiany.

Powtórzę to po raz kolejny, że bardzo ważny w tym wszystkim jest dobry specjalista, który postawi dobrą diagnozę i nie da nam zwariować - bo powodów do tego młodzi rodzice mają bardzo dużoooo :)

środa, 13 listopada 2013

Pierwszy długi weekend

Zdecydowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę.

Najpierw były to tylko marzenia, żeby w trójkę ruszyć w świat. Później zaczęliśmy konkretnie przyglądać się zwiedzaniu z dzieckiem. Aż w końcu padły słowa - damy radę, jedziemy!

Wybór miejsca padł na ... Wiedeń. Ja wcześniej byłam już w stolicy Austrii, lecz mąż nie miał okazji. To zaważyło nad wyborem. - musi być sprawiedliwie ;). Następny krok to ogarnięcie wszystkiego z technicznego punktu widzenia. Szybko znalazłam idealne miejsce do noclegu z małym dzieckiem. Blisko centrum, dostęp do kuchni, oczywiście łazienka. Dla starszych dzieci dużym atutem jest ogródek przy mieszkaniu.

Miejsce wybrane, mieszkanie wybrane, termin - narzucony przez urlop to teraz jakoś trzeba dojechać. Łukasz jest zmotoryzowanym dzieckiem, ale do Wiednia mamy około 800 km, to coś zupełnie innego. Zdecydowaliśmy więc na drogę w nocy. Synek noc nam przesypia czyli to jedna z lepszych opcji.

Powiem jedno - polecam wszystkim takie wypady. Było cudownie. Zwiedziliśmy wszystko co chcieliśmy zwiedzić, zmieniliśmy otoczenie (co jest bardzo wskazane, żeby nie zwariować), poznaliśmy wspaniałych ludzi. Nic tylko można nam pozazdrościć ;).

Dzisiaj zwariowany dzień, znowu w biegu, więc pełną relację wraz ze zdjęciami przedstawię niedługo. A tymczasem przedsmak ...


(Jak widać nie zabrakło z nami Melmana z La Maze oraz kocyka z Belle-Petite) :)

wtorek, 12 listopada 2013

Po długim weekendzie

Wróciliśmy do domu po długim weekendzie. Padamy, a tyle do zrobienia...

Obiecuję, że jutro sprawozdanie :D

Pozdrawiamy :)

środa, 6 listopada 2013

Odkryliśmy stópki

Rączki znamy już bardzo dobrze, tak samo jak paluszki, które, nie ma co tamto, smakują wyśmienicie. Płynnie lądują w buzi, gdy tylko mama, albo tata nie widzą. Pora, więc odkryć stópki.

Na początku Łukasz z zainteresowaniem jedynie przyglądał się co to takiego. Później przyszła pora na przyglądanie i ruszanie nimi. Chyba zauważył, że sam może sterować stópkami. Zaczęło coś świtać, że to jednak moje. Aż nareszcie udało się rączkami upolować jedną stópkę. Za pierwszym razem był to czysty przypadek, ale teraz, teraz Łukasz robi to już płynnie.




Zauważyłam, że dużo bardziej atrakcyjne są gołe stópki. Jeśli tylko pojawią się na nich jakieś przeszkody w postaci skarpetek to zainteresowanie spada. 

A mama z tatą tylko czekają, aż synek upoluje stópkę i cieszą się jak gwizdek z takiego widoku.

wtorek, 5 listopada 2013

Wyjazd dzieckiem - karta EKUZ

Wyjeżdżamy, wyjeżdżamy, wyjeżdżamy :). Decyzja zapadła, że ruszamy za granicę, czyli przed nami misja pt. Zapewnić jak największe bezpieczeństwo i komfort Łukaszowi. Postanowiliśmy, więc wyrobić Juniorowi (jak i nam) kartę EKUZ. Dla tych którzy nie wiedzą co to - krótki opis.



Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ) uprawnia do korzystania ze świadczeń zdrowotnych podczas pobytu w innych państwach członkowskich Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG) i Szwajcarii.
W zależności od odwiedzanego państwa i jego zasad opieki zdrowotnej, różne świadczenia mogą być płatne, bezpłatne, lub płatne częściowo. Karta EKUZ nie zapewnia automatycznie bezpłatnej opieki, a tylko uprawnia do odzyskania niektórych poniesionych kosztów. Po powrocie do kraju należy zgłosić się z rachunkami i wypełnionym wnioskiem o zwrot kosztów (w Polsce – do wojewódzkiego oddziału NFZ).

W jaki sposób można uzyskać kartę EKUZ? Wystarczy udać się do najbliższego oddziału wojewódzkiego NFZ, wypełnić formularz i od ręki stajemy się szczęśliwymi właścicielami karty. Teraz kiedy sezon wakacyjny już za nami załatwienie takiej karty to na prawdę chwila (chyba, że pani urzędnik ma gorszy dzień). 

poniedziałek, 4 listopada 2013

Elegancja francja

Wszyscy którzy mnie znają, śledzą bloga wiedzą, że jestem ogromną fanką ubierania Łukasza jak prawdziwego faceta. Na każdą ważniejszą uroczystość Junior "zakłada" koszulę i odpowiednie spodnie. Sweterek też jest nieodzownym elementem naszych stylizacji. Uważam, że maluchy wyglądają po prostu bosko :).





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...